W poniedziałek strona internetowa Business F1 uległa awarii pod wpływem ogromnego ruchu, jaki wygenerował artykuł poświęcony Christianowi Hornerowi. Magazyn funkcjonujący w oparciu o model subskrypcyjny i mający na co dzień niewielką liczbę odwiedzin, zaprezentował wyniki własnego śledztwa ws. ostatnich wydarzeń w Red Bull Racing.
Wywołało to natychmiastową reakcję szefa Red Bulla. Prawnicy z kancelarii Harbottle & Lewis, reprezentujący Brytyjczyka, wystosowali do redakcji pismo i zażądali usunięcia "niezgodnego z prawem" z artykułu. Ich zdaniem, materiał zniesławia ich klienta, a także narusza prywatność i ochronę danych osób w nim wymienionych.
To ciąg dalszy skandalu wokół 50-latka. W ostatnich tygodniach Red Bull prowadził wewnętrzne śledztwo przeciwko Hornerowi w związku z zarzutami o "niewłaściwe zachowanie" względem jednej z pracownic. W ubiegłą środę firma opublikowała komunikat, w którym poinformowała o uniewinnieniu Brytyjczyka. Nie uspokoiło to jednak sytuacji.
ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?
Ledwie kilkanaście godzin później doszło do wycieku dokumentów ze śledztwa Red Bulla. Ponad 100 osób, głównie dziennikarzy i oficjeli z FIA oraz Formuły 1, otrzymało dostęp do dysku Google Drive z licznymi zdjęciami i wiadomościami. Ich autentyczności nie potwierdzono, ale wśród materiałów można było znaleźć zapisy dwuznacznych rozmów o zabarwieniu erotycznym.
Co znalazło się w materiale Business F1? Serwis opublikował dane kobiety, która miała złożyć skargę na szefa Red Bulla, przez co stało się możliwe jej odnalezienie w sieci. Ponadto redakcja przedstawiła kulisy walki o władzę w zespole z Milton Keynes. To właśnie one miały się przyczynić do wybuchu ostatniej afery.
- Artykuł jest pełen nieścisłości i możliwe jest podjęcie działań prawnych - powiedział rzecznik prasowy Red Bulla.
19-stronnicowy materiał dla Business F1 przygotował 68-letni Tom Rubython. - Powiedzieliśmy prawnikom, że nie usuniemy artykułu z naszej strony internetowej. Jeśli chcą, aby do tego doszło, muszą wystąpić o nakaz sądowy - powiedział dziennikarz w rozmowie z "The Telegraph".
- Przed publikacją rozmawiałem z Red Bullem, nie rozmawiałem z Christianem. Nie poprosiliśmy go o komentarz, bo wiedzieliśmy, że natychmiast otrzymamy zakaz publikacji. Najgorsze, co może się wydarzyć, to zakaz jeszcze przed ukazaniem się artykułu. Rozmawiałem z Christianem w poniedziałek i od razu powiedział, że mam się skontaktować z jego prawnikami - dodał Rubython.
Dostęp do Business F1 kosztuje 205 funtów rocznie. Strona od poniedziałku przeżywa oblężenie w związku z publikacją artykułu na temat Hornera.
Czytaj także:
- "Seks w wielkim padoku". Ford zrezygnuje z F1 z powodu skandalu?
- Grozi nam rozbiór Red Bulla. Nie tylko Verstappen odejdzie?