Charles Leclerc wygrywał kwalifikacje do GP Monako już w 2021 i 2022 roku, ale nie był wtedy w stanie przekuć pole position na zwycięstwo w domowym wyścigu Formuły 1. Przyczyniał się do tego zespół Ferrari, który za pierwszym razem nie dostrzegł w porę usterki półosi, a za drugim - podjął fatalne decyzje strategiczne.
W tegorocznym GP Monako kierowca z księstwa prowadził od startu do mety. Tym samym przełamał klątwę domowego wyścigu i po raz pierwszy stanął na podium przed własną publicznością. W rozmowie ze Sky Sports lider Ferrari ujawnił, że na ostatnich "dwóch lub trzech okrążeniach" emocje wzięły u niego górę.
- To niesamowite uczucie. Nigdy nie mówiłem, że to będzie zwycięstwo jak każde inne i zawsze podkreślałem, że będzie miało dużą wartość emocjonalną. Nie sądziłem jednak, że to będzie aż tak wyjątkowy moment - powiedział 26-latek w telewizyjnym wywiadzie.
ZOBACZ WIDEO: "Nie ma sensu". Szczere słowa Bartosza Zmarzlika o torach w Grand Prix
- Dwa lub trzy okrążenia przed metą wyjechałem z tunelu i zdałem sobie sprawę, że mam trudności z widzeniem, bo moje oczy zalały się łzami. Pomyślałem sobie wtedy: "Charles, nie możesz na to teraz pozwolić". Musiałem się skupić, bo było jeszcze parę "kółek", by dowieźć do zwycięstwo - dodał Leclerc.
- Potem znów wszystko było w porządku, ale przekroczenie linii mety sprawiło, że pojawiło się sporo radości. Jestem niesamowicie szczęśliwy. To zwycięstwo wiele dla mnie znaczy. Marzyłem o tym od dziecka. Pasja do ścigania zrodziła się we mnie za sprawą GP Monako. Wkład w to miał też mój ojciec, który zrobił wszystko, abym się dostał do F1 - stwierdził kierowca Ferrari, który kilka lat temu musiał pożegnać swojego ojca.
- Mama pojawiła się ze mną na podium, co tylko spotęgowało emocje. Byli moi bracia, dziewczyna, przyjaciele. To szczególny moment mojego życia - dodał Leclerc.
Herve Leclerc, ojciec monakijskiego kierowcy, zmarł w 2017 roku, gdy jego syn ścigał się w Formule 2. Na drodze do królowej motorsportu kierowca Ferrari stracił też swojego mentora w osobie Julesa Bianchiego, który zginął w następstwie wypadku w GP Japonii na torze Suzuka.
- Myślałem o wielu osobach. O Julesie, o moim ojcu. W innych wyścigach się to nie zdarza. Podczas innych Grand Prix po prostu myślałem o jeździe. Tutaj w trakcie 15 ostatnich okrążeń wszystko było w mojej głowie. Wjechanie na metę wiązało się z ogromem emocji. Dwa razy ruszałem tutaj z pole position i nie wygrywałem. Teraz będę imprezować jak szalony - podsumował Leclerc.
Czytaj także:
- Koszmarny wypadek w F1. Sędziowie od razu przerwali wyścig w Monako
- Kuriozalna sytuacja w F1. "Co on zrobił?!"