Na okrążeniu zjazdowym po GP Kanady, kiedy to kierowcy Formuły 1 zmierzali do parku zamkniętego, na torze im. Gillesa Villeneuve'a pojawiła się spora grupa kibiców. Stanowiło to poważne naruszenie przepisów bezpieczeństwa, a ponieważ taka sytuacja miała miejsce nie po raz pierwszy w Montrealu, FIA zareagowała natychmiast.
Światowa federacja wezwała organizatora wyścigu F1, firmę Octane Racing Group, do złożenia wyjaśnień. Promotor GP Kanady zobowiązany jest też przedstawić plan naprawczy, który ma sprawić, że podobne sytuacje nie będą miały miejsca w przyszłości.
Sędziowie w notatce po wyścigu podkreślili, że "niepodjęcie adekwatnych środków doprowadziło do niebezpiecznej sytuacji na torze". Dodali też, że zaangażowane środki bezpieczeństwa w postaci ochrony i specjalnego sprzętu okazały się "niewystarczające" albo też "nie zostały odpowiednio zastosowane".
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica zaprasza na ORLEN 80. Rajd Polski. To będzie sportowe święto
Promotor GP Kanady tłumaczył się przed przedstawicielami FIA jeszcze w niedzielny wieczór. Pracownicy Octane Racing Group przyznali, że nie zabezpieczyli imprezy w sposób odpowiedni, przez co kibice F1 mogli dokonać inwazji na tor. Zgodzili się też, że sytuacja jest nie do zaakceptowania i musi zostać naprawiona w przyszłości.
Sędziowie wymogli na promotorze GP Kanady, aby do 30 września przedstawił FIA plan naprawczy. Ma on jasno określać środki, jakie zastosuje kanadyjska firma, aby podczas kolejnych edycji wyścigu F1 w Montrealu nie byliśmy świadkami gorszących obrazków.
Do podobnego zdarzenia doszło w GP Australii w 2023 roku. W następstwie tej sytuacji całkowicie zakazano otwierania bram na torze Albert Park w Melbourne i zakończono wieloletnią tradycję, zgodnie z którą po wyścigu kibice udawali się pod podium.
Tegoroczne GP Kanady obserwowała rekordowa liczba kibiców. Przez cały weekend tor im. Gillesa Villeneuve'a odwiedziło 350 tys. osób. W ubiegłym sezonie zawody oglądało na żywo 345 tys. fanów.
Czytaj także:
- Hejtował Kubicę, teraz ma nowy cel. "Uderzył się w głowę i to o kilka razy za dużo"
- 19-latek zarobi 1,5 mln zł. Ogłoszenie kontraktu kwestią czasu