"To dla Polaków dramat". Legenda F1 szczerze o Kubicy

Materiały prasowe / Red Bull / WRT / Na zdjęciu: David Coulthard, w kółku Robert Kubica
Materiały prasowe / Red Bull / WRT / Na zdjęciu: David Coulthard, w kółku Robert Kubica

W sobotę Robert Kubica powalczy o wygraną w 24h Le Mans i przejście do historii. David Coulthard, były wicemistrz świata F1, nie ma wątpliwości, że gdyby nie wypadek, to Polak miałby już na koncie tytuł mistrzowski. - To dla was dramat - mówi.

W sobotę o godz. 16.00 rozpocznie się tegoroczna edycja 24h Le Mans. O zwycięstwo w najbardziej prestiżowym wyścigu na świecie powalczy Robert Kubica. Kierowca AF Corse wraz ze swoim zespołem rozpocznie zmagania z dwunastej pozycji. Do tej pory Kubica dwukrotnie stawał na podium 24h Le Mans - kończył rywalizację na drugim miejscu w klasie LMP2 w sezonach 2022 i 2023.

David Coulthard , który w 2001 roku był wicemistrzem świata Formuły 1, nie ma wątpliwości, że polski kierowca z powodu wypadku rajdowego stracił szansę na karierę pełną sukcesów w F1. - Bez wątpienia byłby dziś mistrzem świata - mówi Szkot w rozmowie z WP SportoweFakty, chwaląc "naturalny talent" Kubicy do prowadzenia bolidu.

W rozmowie z naszym serwisem Coulthard odniósł się też do dawnych czasów, narzekań kierowców F1 na coraz większą liczbę wyścigów, kwestii płacenia za starty w F1, a także dominacji Red Bull Racing i Maxa Verstappena.

ZOBACZ WIDEO: "Najsilniejszy selekcjoner od lat". Jest pod wrażeniem Michała Probierza

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: To pierwsza wizyta w Polsce?

David Coulthard, były wicemistrz świata F1, były kierowca Williamsa, McLarena i Red Bull Racing: Nie. Byłem wcześniej kilka razy. Zdążyłem poznać Warszawę, to było jeszcze w czasach McLarena. Miałem wtedy swoje obowiązki marketingowe, ale było też trochę czasu na zwiedzanie. Mam jakieś przebłyski, że było wtedy wiele ludzi i zostałem naprawdę ciepło przyjęty przez Polaków.

Teraz po raz pierwszy odwiedziłem Wrocław i ten region Polski. Wylądowałem późno wieczorem, więc nie miałem okazji zobaczyć miasta. Nadrobiłem to później i muszę przyznać, że Stare Miasto ma swój klimat.

Pochodzisz z Wielkiej Brytanii, gdzie F1 jest sportem narodowym. Da się to odczuć? 

Formuła 1 jest popularna na Wyspach, ale my jako Brytyjczycy nie celebrujemy tego. Na pewno Hamilton jest popularny w naszym kraju, ale Verstappen też ma swoich fanów. Mamy w stawce takich kierowców jak Russell czy Norris, ale oni mogą wyjść na ulicę i normalnie spacerować. To nie jest tak, że każdy ich zaczepia, prosi o zdjęcie, itd. Ludzie na ich widok nie zachowują się tak, jakby Beatlesi przyjechali do miasta. Myślę, że trochę to wynika z natury Brytyjczyków. Z zasady jesteśmy pokorni, nieco wstydliwi.

Pod tym względem na pewno różnimy się od Amerykanów, gdzie sportowiec wychodzący na ulicę wywołuje ogromną reakcję tłumu i nieraz musi uciekać do samochodu. Tam sportowcy są traktowani jak gwiazdy rocka. U nas nie.

Trochę jak Robert Kubica w Polsce.

Tak? Muszę powiedzieć, że strasznie mi przykro z powodu tego, co spotkało Roberta. To dla was, Polaków, ogromny dramat. Nie mam żadnych wątpliwości, że pewnego dnia zostałby mistrzem świata F1, gdyby nie ten koszmarny wypadek. Robert miał olbrzymi, naturalny talent do prowadzenia bolidu.

To w Polsce po raz pierwszy wyjechałeś bolidem F1 na tor żużlowy. Jakie masz odczucia?

Okazało się to sporym wyzwaniem. Bolid ma potężną moc, więc najważniejsze było to, aby nie stracić przyczepności w momencie przyspieszania. Samochód Red Bulla nie miał większych przeróbek, tor został odpowiednio mocno ubity i sama nawierzchnia nie stanowiła aż takiego problemu, jak początkowo myślałem.

Wiem też, że Polacy kochają żużel. Ten sport ma dla was szczególne znaczenie, więc dla mnie bycie na stadionie wypełnionym po brzegi kibicami, którzy przyszli obejrzeć rywalizację bolidu z motocyklem, było ciekawym doświadczeniem. Nie przeżyłbym tego w żadnym innym kraju. Red Bull potrafi łączyć różne sporty, bo przecież mieliśmy też lądowanie samolotu na stadionie we Wrocławiu. Coś niesamowitego.

Czyli można zaryzykować tezę, że miałeś więcej frajdy niż kierowcy F1 podczas wyścigu w Monako w tym roku?

Tak! Kocham Monte Carlo, ściganie się tam w czasach mojej kariery było fantastyczne i zawsze czekałem na ten wyścig. Jednak faktycznie tegoroczna edycja GP Monako nie była pasjonująca. Cieszę się, że nie musiałem rywalizować w takim wyścigu, w którym praktycznie nie było wyprzedzania.

David Coulthard jest jedną z legend F1
David Coulthard jest jedną z legend F1

Imola, Monako, Wrocław, Kanada. Żyjesz ciągle na walizkach. Nie przeszkadza ci to?

Mam frajdę dzięki F1. Jestem fanem tego sportu od dziecka. Miałem ten zaszczyt, że byłem kierowcą przez wiele lat. Teraz ciągle jestem zaangażowany w ten biznes. Mam swoje obowiązki jako ambasador Red Bulla, pomagam podczas transmisji telewizyjnych jako ekspert. Jestem zaangażowany w F1 i to mi się podoba. Żyję swoją pasją.

Częściej widzisz lotniska niż własny dom?

Trochę tak. Przyzwyczaiłem się do tego. Zorganizowałem to wszystko w taki sposób, że zawsze mam przy sobie tylko bagaż podręczny. Nie muszę odprawiać dodatkowej walizki. To trochę ogranicza czas, jaki muszę spędzić na lotnisku.

Pytam o to nieprzypadkowo, bo obecnie mamy dużo więcej wyścigów niż w twoich czasach. Kierowcom to się nie podoba.

Jeśli ktoś uważa to za problem, to może skończyć karierę. Nikt nie zmusza kierowców, aby startowali w F1. Taki jest mój punkt widzenia. Przecież to jest ogromny przywilej i zaszczyt, że możesz być w Formule 1! Wiele osób na świecie chciałoby być na twoim miejscu! Jeśli zatem ktoś narzeka na to, że mamy 24 wyścigi rocznie, to niech sobie da spokój.

Większa liczba wyścigów to problem, ale dla mechaników, inżynierów, pracowników logistyki. Oni muszą być na wyścigach wcześniej i później wylatują do domu. Kierowcy muszą pamiętać, że ich kariera w F1 nie trwa całe życie. Mają ogromne szczęście, jeśli mogą startować w stawce przez 20 lat. Tymczasem przeciętny człowiek musi pracować znacznie dłużej w życiu. Mechanicy nie dostają też za to milionów dolarów.

Formuła 1 się zmienia. Mamy wyścigi uliczne w Las Vegas i innych miastach, mamy więcej show. Czy żałujesz, że przyszło ci startować w innych czasach?

Nie. Dojrzewałem w czasach bez internetu, bez smartfonów. Przeżyłem to jakoś. Po prostu jestem z innego pokolenia. Musisz żyć czasem, który otrzymałeś na ziemi. Przyszło mi dorastać i funkcjonować w nieco innych realiach, ale to normalne. Formuła 1 zawsze była bardzo popularnym sportem. W moich czasach również. Teraz ma więcej fanów, ale to nie znaczy, że jest lepsza niż kiedyś. W moim okresie też była świetna. Na pewno powinniśmy się cieszyć z tego, że F1 staje się coraz popularniejsza, że gości w kolejnych krajach. Możemy być z tego dumni.

Czy kiedyś F1 była bardziej fizyczna? Bo przybywa nam 40-latków na polach startowych, jak Alonso i Hamilton.

Dawniej bolidy były lżejsze i mniejsze, więc tempo podczas wyścigu było znacznie szybsze. Teraz mamy ogromną dysproporcję między tempem kwalifikacyjnym a wyścigowym. Gdy jedziesz wolniej, to siłą rzeczy organizm aż tak nie wydatkuje energii. Pod względem fizycznym nie jest już to tak wymagająca F1, ale nawet ci starsi kierowcy wciąż muszą prezentować topową formę fizyczną. Tu nie ma zmiłuj.

Alonso i Hamilton wciąż mogą rywalizować z dużo młodszymi od siebie. Wiek jest jednak czynnikiem, na który trzeba uważać. Chodzi o koordynację ruchów, ostrość wzroku, czas reakcji. Jedni tracą to wcześniej, inni później. Mogę ci zagwarantować, że każdy z nich na pewnym etapie to straci, bo w innym razie mielibyśmy samych 60-latków w F1.

Twój dziadek ścigał się w rajdach, ojciec też działał w motorsporcie. To ci pomogło w karierze?

Dziadka nigdy nie poznałem. Zmarł, gdy mój ojciec miał 14 lat. Fakt, że motorsport zawsze był w mojej rodzinie, na pewno mi pomógł. Od małego w domu mówiło się o wyścigach. Mój tata też próbował swoich sił w tym sporcie. To na pewno nakierowało moje życie na karierę wyścigową.

Pytam nieprzypadkowo, bo dużo teraz mówi się o tym, że trzeba milionów dolarów, aby startować w F1.

Finansowe wsparcie zawsze było ważne w F1, ale zawsze też trzeba było mieć talent. Obecnie mamy wiele programów juniorskich, które wspierają młodych kierowców. Aby się do nich dostać, trzeba posiadać odpowiednią dawkę talentu. Mamy również większą liczbę kierowców niż dawniej, bo ludzie inwestują i wydają pieniądze w nadziei, że pewnego dnia będą triumfować przed tłumem publiczności.

Formuła 1 jest drogim sportem, więc bariera wejścia na pewno jest spora. Trzeba mieć sporo pieniędzy, aby do niej wejść, ale trzeba mieć też talent. Prawdopodobnie obecnie trudniej dostać się do F1 niż w moich czasach, ale nie potrafię podać wielu argumentów, poza tym jednym, że mamy więcej kierowców.

Zmieniło się też nasze życie przez te 20 lat. Ludzie mają więcej informacji, więcej wiedzy i wiary. Można to porównać do tworzenia muzyki. Wiele osób gra czy śpiewa w domu, ale jaki procent z nich robi oszałamiającą karierę, nagrywa hity i wypełnia stadiony? W F1 jest podobnie. To elita sportu. Musisz mieć trochę szczęścia, być lepszym od innych. W tej dyscyplinie od zawsze o to chodzi. Nie każdy dostaje medal w F1, nie każdy wygra wyścig.

Coulthard ścigał się w F1 w latach 1994-2008
Coulthard ścigał się w F1 w latach 1994-2008

Kibice narzekają też na dominację Verstappena. Ty funkcjonowałeś w erze Schumachera. Jak na to patrzysz? 

Nie uważam tego za problem. Każdego obowiązują takie same przepisy. Każdy ma takie same szanse na zwycięstwo. Gdy Schumacher wygrywał seryjnie wyścigi, to nie pamiętam, abym na to narzekał. Po prostu ciężko pracowałem, aby go pokonać. W kilku wyścigach to się udało, więc wtedy od razu bardziej doceniało się taki rezultat.

Potem dołączyłem do Red Bulla, który w tamtym momencie nie był dominującym zespołem. Wszyscy pracowaliśmy na to, aby takim się stać. Nikt z nas nie narzekał. Jeśli ktoś patrzy na F1 z perspektywy Hollywood i chciałby wyścigów stylu filmów o Jamesie Bondzie, to może uznawać seryjne zwycięstwa jednego kierowcy za problem. Dla mnie Formuła 1 jest jak biznes. Zespół i ludzie ostro pracują, aby odnieść sukces. Jednym wyjdzie to lepiej, innym gorzej. Jeśli ktoś narzeka, to może nie zna się na tym sporcie.

Trafiłeś do Red Bulla, gdy znajdował się na dnie F1. Teraz to mistrzowska ekipa. To zaszczyt obserwować ten rozwój z bliska przez tyle lat? 

Tak. Widziałem na własne oczy, jak ten zespół się rozwija. Mam odpowiednią perspektywę i historia pokazuje, jak trudno to osiągnąć. Formuła 1 dowiodła też w przeszłości, że ma swoje cykle. Był okres Ferrari, później Mercedesa i teraz Red Bulla. Ten zespół wie, że w którymś momencie może zostać pokonany przez rywala, więc ciężko pracuje.

W zeszłym roku Red Bull przegrał tylko jeden wyścig. Szansa na powtórzenie tak świetnego sezonu była niewielka. W tym roku zespół przegrał już więcej Grand Prix, ale to nie oznacza, że przestał być konkurencyjny.

Jakie masz przewidywania na dalszą część sezonu 2024?

Na pewno będzie bardziej wyrównana walka niż w 2023 roku. Verstappen nie ukończył wyścigu w Australii, był szósty w Monako. To najlepszy dowód. Myślę, że sytuacja będzie się zmieniać w zależności od toru i warunków. Red Bull ciągle ma dobrą bazę, ale rywale zaczynają go gonić. Widzieliśmy to w Miami, gdzie Norris wygrał wyścig i dołączył do grona kierowców, którym udała się ta sztuka. W Monako zwyciężył Leclerc, co było nie lada historią, bo przecież jest Monakijczykiem. To dobre dla F1.

Rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Rewelacyjny 17-latek coraz bliżej F1. Nagięli dla niego przepisy
- Ferrari dopięło hitowy transfer? To może być klucz do sukcesu w F1

Źródło artykułu: WP SportoweFakty