Pod koniec sobotniego treningu Formuły 1 przed GP Hiszpanii byliśmy świadkami dwóch kuriozalnych sytuacji. Lance Stroll zirytował się faktem, że Lewis Hamilton przyblokował go na szybkim okrążeniu i sam postanowił mu wymierzyć sprawiedliwość. Kontakt pomiędzy bolidami był dość znaczący, w efekcie przed kwalifikacjami Aston Martin musiał dokonać inspekcji maszyny Kanadyjczyka.
- Nie widziałem go - powiedział Hamilton przez radio, równocześnie podnosząc rękę na znak przeprosin.
Podobne zdarzenie miało miejsce między Charlesem Leclercem a Lando Norrisem. Brytyjczyk przyblokował Monakijczyka, na co ten odpowiedział ostrym atakiem i doprowadził do kontaktu. - K***a. Nie rozumiem, dlaczego robią coś takiego - powiedział kierowca Ferrari przez radio. - Wjechał we mnie. Myślę, że mam uszkodzenia w bolidzie - zgłosił z kolei Norris.
ZOBACZ WIDEO: "Nieporozumienie". Kibic nie mógł się opanować. Wszystko wytknął
Stroll i Leclerc zostali wezwani do pokoju sędziowskiego. Większość ekspertów spodziewała się kar dla Kanadyjczyka i Monakijczyka. Obaj kierowcy otrzymali jedynie reprymendy, które nie mają większego wpływu na ich pozycje startowe w GP Hiszpanii.
Leclerc powiedział sędziom, że źle ocenił odległość od Norrisa i kontakt nie był zamierzony. "Bez względu na możliwe zamiary, stewardzi uznają ruch samochodu numer 16 (Leclerc - dop. aut.), choć nie był niebezpieczny, za nieprzewidywalny i dlatego udzielają mu reprymendy zgodnie z wcześniejszymi precedensami".
Stroll był bardzo szczery podczas rozmowy z sędziami. Kierowca Aston Martina przyznał, że zdenerwował się na Hamiltona i "chciał wyrazić swoje niezadowolenie". Kontakt między bolidami uznano jednak za "przypadkowy", dlatego w przypadku Kanadyjczyka też skończyło się reprymendą.
Norris wygrał kwalifikacje do GP Hiszpanii i rozpocznie niedzielny wyścig z pole position. Hamilton był trzeci, Leclerc piąty, a Stroll zakończył "czasówkę" z czternastym rezultatem.
Czytaj także:
- Pachnie skandalem w F1. Brudna gra Mercedesa. Hamilton o niczym nie wie?
- Narzekają na dominację Verstappena. Fatalna sprzedaż biletów na F1