Daniel Ricciardo stał się jedną z legend Formuły 1 . Za sprawą ostatniego GP Singapuru awansował do czołowej dziesiątki klasyfikacji wszech czasów pod względem liczby występów w królowej motorsportu. Australijczyk zaliczył 257 występów. Z obecnej stawki kierowców tylko trzech zawodników ma więcej - Fernando Alonso (396), Lewis Hamilton (350) oraz Sergio Perez (275).
Przyszłość 35-latka w Visa Cash App RB stała jednak pod znakiem zapytania od dłuższego czasu. Wszystko za sprawą jego niezbyt przekonujących wyników. W obecnym sezonie kierowca z Antypodów wyraźnie odstawał tempem od znacznie młodszego Yukiego Tsunody.
"Kochałem ten sport od zawsze. Jest dziki i cudowny, to była długa podróż. Dziękuję zespołom i osobom, które odegrały swoją rolą. Dziękuję kibicom, którzy czasem kochają ten sport bardziej niż ja. Miałem wzloty i upadki, ale to była świetna zabawa i szczerze powiedziawszy, niczego bym nie zmienił. Do następnej przygody" - napisał Ricciardo w mediach społecznościowych po rozstaniu z ekipą z Faenzy.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat zapytany o "złote dziecko Jacka Sasina". Jego odpowiedź nie pozostawia złudzeń
Ricciardo opuszcza F1 po raz drugi, ale wydaje się, że tym razem definitywnie. Jego kiepskie wyniki sprawiły, że przed dwoma laty McLaren przedwcześnie rozwiązał z nim kontrakt. Wtedy po Australijczyka sięgnął Red Bull Racing, pamiętając jego świetne występy sprzed kilku sezonów. Ricciardo został rezerwowym i wykonywał swoją pracę w symulatorze.
Słaba forma Nycka de Vriesa w Alpha Tauri (obecnie Visa Cash App RB) sprawiła, że w połowie sezonu 2023 "czerwone byki" sięgnęły po Daniela Ricciardo. Australijczyk miał pecha, bo bardzo szybko doznał kontuzji. Złamał rękę w wypadku w treningu przed GP Holandii. Zastąpił go wtedy Liam Lawson, który pomimo braku doświadczenia w F1 spisywał się nad wyraz dobrze.
Ostatecznie to właśnie Lawson przejmie bolid Ricciardo począwszy od najbliższego GP USA. Najpewniej Nowozelandczyk spędzi w stajni z Faenzy również rok 2025.