Ma 83 lata i miliardy dolarów majątku. Odbudował imperium

Getty Images / Drew Angerer / Na zdjęciu: John Malone
Getty Images / Drew Angerer / Na zdjęciu: John Malone

Wyczuł okazję biznesową, jaką było nabycie F1 w dobrym momencie. Trafne decyzje w połączeniu z pandemią COVID-19 pozwoliły mu zwiększyć zyski. Jego majątek szacuje się na 11 mld dolarów i nazywa twórcą największego imperium sportowego na świecie.

W tym artykule dowiesz się o:

Kierując Liberty Media, John Malone sfinalizował w 2017 roku przejęcie Formuły 1 za kwotę 4,4 mld dolarów. Już wtedy amerykański biznesmen wiedział, że to początek czegoś wielkiego. - Jest szansa, by wynieść F1 na inny poziom. Mamy niezagospodarowany rynek cyfrowy, na którym Formuła 1 dopiero zaczęła działać - powiedział dziennikarzom w 2016 roku.

John Malone uzdrowił F1

Nikt jednak nie przewidział, jak szybko ta okazja się pojawi. Gdy w 2020 roku niemal cały świat zamknął się w domach z powodu COVID-19, fani sportu masowo przenieśli się do sieci, dając Liberty Media szansę na realizację wizji Malone'a. Aby jednak to osiągnąć, najpierw Amerykanie musieli uporządkować finanse ekip rywalizujących w F1.

- Jeśli spojrzeć na rok 2019, jeszcze przed koronawirusem, sytuacja była trudna, ekipy były bliskie bankructwa - powiedział Frederic Vasseur, obecny szef Ferrari.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ ma sylwetkę! Tak wygląda w stroju kąpielowym

Włosi to jeden z trzech największych zespołów, który jeszcze do niedawna wydawał rocznie ponad 400 mln dolarów na F1. Na podobne budżety mogły sobie pozwolić jeszcze tylko Mercedes i Red Bull Racing. Taki poziom wydatków nie tylko odstraszał inne firmy motoryzacyjne, takie jak Honda, ale również tworzył ogromne dysproporcje na torze.

Podczas gdy trzy najlepsze zespoły - Ferrari, Red Bull i Mercedes - wydawały najwięcej, otrzymywały także nieproporcjonalne udziały z praw telewizyjnych i nagród pieniężnych, pozostawiając resztę w trudnej sytuacji finansowej. Z niektórymi zespołami na skraju upadku, Liberty Media zdecydowało się na radykalne zmiany w strukturze F1.

Ograniczono "bonusy za dziedzictwo" dla najstarszych i najbardziej zasłużonych zespołów F1. Musiały one zapomnieć o dodatkowych nagrodach pieniężnych, a w zamian wprowadzono bardziej sprawiedliwy podział zysków z transmisji telewizyjnych. Po opanowaniu finansów przedstawiono plany ograniczenia wydatków.

- Teraz mamy wprowadzone limity kosztów (ok. 135 mln dolarów rocznie - dop. aut.). Wydatki są znacznie mniejsze niż wcześniej, co pozwoliło wszystkim dziesięciu zespołom rywalizować na podobnym poziomie - powiedział w programie CNBC "Inside Track" Zak Brown, dyrektor zarządzający McLarena.

Netflix dodatkowym paliwem dla F1

Wyrównanie stawki stworzyło bardziej emocjonujące historie, które z kolei wykorzystał Netflix. Wyczucie czasu było idealne. Gdy świat wchodził w erę lockdownu, amerykańska platforma streamingowa wypuściła drugi sezon "Drive to Survive". Serial trafił do rzeszy nowych fanów, którzy do tej pory nie oglądali F1. Wzrost popularności dało się zauważyć przede wszystkim w USA.

- Kiedyś myślałem, że to najważniejsza rzecz, jaka wydarzyła się w motorsporcie od 40 lat, teraz uważam, że to najważniejsza rzecz, jaka wydarzyła się w sporcie od 40 lat - powiedział w rozmowie z CNBC Stuart Pringle, dyrektor zarządzający toru Silverstone.

"Efekt Netfliksa" był tylko częścią "niezagospodarowanego rynku cyfrowego", który przewidział Malone. Już za jego rządów Formuła 1 mocniej skupiła się na mediach społecznościowych, wypromowała esportowe mistrzostwa F1 i skierowała się do młodych. W czasach Berniego Ecclestone'a takich działań nie podejmowano. Ekscentryczny 93-latek był człowiekiem z innej epoki. Twierdził chociażby, że F1 jest zbyt elitarna, aby brylować na Facebooku czy Twitterze.

- Potrzebowaliśmy nowych partnerów w naszym sporcie. Takich firm jak Google, Coca-Cola czy Dell, które wcześniej nie istniały w F1 - wyjaśnił Brown.

Aby jednak je przyciągnąć, Formuła 1 potrzebowała czegoś więcej niż cyfrowej bazy fanów. Po złagodzeniu pandemii Liberty Media intensywnie zainwestowało w USA, dodając GP Miami do kalendarza w roku 2022 i zwiększając liczbę wyścigów w Stanach Zjednoczonych do dwóch. Kluczowe w tym aspekcie było jednak postawienie na GP Las Vegas, które rozegrano na ulicach "miasta grzechu" w ubiegłym sezonie.

Wyścig w Miami stał się nową perłą w koronie F1
Wyścig w Miami stał się nową perłą w koronie F1

Organizacja GP Las Vegas pochłonęła od 600 mln do 800 mln dolarów, a weekend wyścigowy przyciągnął do miasta 315 tys. gości, powodując zator prywatnych odrzutowców na lotniskach w mieście. - Powodem, dla którego zainwestowaliśmy w Las Vegas, było to, że natychmiast zrozumieliśmy potencjał amerykańskiego rynku - powiedział CNBC Stefano Domenicali, szef F1.

Strategia się opłaciła. Wartość umów sponsorskich podwoiła się po GP Las Vegas, a amerykańskie firmy zaczęły inwestować w sport. Ostatnie miesiące to m.in. lukratywne umowy z takimi gigantami jak American Express, Hilton i Virgin.

Największe imperium sportowe na świecie

To wszystko sprawia, że majątek Johna Malone'a rośnie jak na drożdżach. Twórca Liberty Media zgromadził co najmniej 11 mld dolarów. Dlatego też 83-latek coraz mniej angażuje się w codzienne życie firmy, a stery po nim przejął Greg Maffei. Trafione decyzje Malone'a sprawiły, że na wartości zyskuje też sama Formuła 1. W roku 2017 wyceniano ją na 8 mld dolarów (wliczając w to długi). Teraz jest to ok. 16-17 mld dolarów.

Czy F1 będzie wzrastać bez końca? Niekoniecznie. Już teraz pojawiają się pewne rysy na wizerunku. Jedną z nich jest spór pomiędzy Liberty Media a amerykańskim zespołem Andretti Global. Ekipa nie otrzymała zgody na dołączenie do F1, a decyzja ma podłoże finansowe. Pozostałe stajnie nie chcą dzielić się milionami dolarów z nowym graczem.

GP Las Vegas to kolejna z trafionych decyzji F1
GP Las Vegas to kolejna z trafionych decyzji F1

Jeśli Liberty Media upora się z tymi wyzwaniami bez szwanku, Amerykanie będą mogli odtrąbić kolejny sukces. "Forbes" nazywa firmę "największym i najcenniejszym imperium sportowym na świecie". Rok 2026 ma przynieść kolejną rewolucję w przepisach, jeszcze lepsze ściganie i więcej emocji, a to może oznaczać jeszcze większe zyski. Czy tak będzie? Czas pokaże.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty