- Żartujemy we własnym gronie, że za kilka miesięcy lokalne gazety będą pisać o maturzystach, którzy "uwalili" egzaminy - mówią z humorem uczniowie z I LO im. Stanisława Staszica w Pleszewie, którzy ostatnie półtora roku poświęcili na budowę małego bolidu wyścigowego. Wszystko po to, aby jak najlepiej wypaść w finale konkursu STEM Racing. To projekt edukacyjny, który przez lata funkcjonował pod nazwą F1 in Schools. Jego celem jest wyłapywanie młodych geniuszy, którzy chcą wiązać swoją przyszłość z Formułą 1.
Tutaj rodzą się przyszli geniusze F1
F1 in Schools (obecnie STEM Racing) to program, który został zainaugurowany trzy dekady temu. Współfinansują go zespoły z królowej motorsportu, jak i firmy obecne w tej branży (m.in. saudyjski gigant paliwowy Saudi Aramco). Wychodzą one z założenia, że najlepszych inżynierów najłatwiej wyszukać zawczasu. W Polsce świadomość na temat tego projektu jest niewielka, przez co uczniowie z naszego kraju już na starcie tracą olbrzymią szansę.
ZOBACZ WIDEO: "Nie dam sobie tego wmówić". Stanowcza reakcja Zmarzlika
- Dowiedzieliśmy się o "F1 in Schools" od nauczyciela fizyki. To on otrzymał maila od organizatorów. Filip zebrał drużynę i dość szybko postanowiliśmy wziąć w tym udział. Szkoła od początku nas wspierała w całym projekcie - mówi nam Milena Sierżant, jedna z uczennic, zaangażowana w projekt zespołu o nazwie JetPlex Racing.
To właśnie licealiści z Pleszewa wygrali polskie kwalifikacje do światowego konkursu, dzięki czemu otrzymali możliwość rywalizacji z rówieśnikami z całego świata. W wielkim finale zajęli 45. miejsce spośród 83 zespołów. - Wrażenia są niesamowite. Wiedzieliśmy, ile będzie uczestników, ale dopiero, gdy zobaczyliśmy to na własne oczy, to dotarło to do nas. Ponad 80 zespołów i ponad 700 uczestników, pod względem organizacyjnym jest to coś niesamowitego - dodaje Filip Sokołowski, menedżer i projektant zespołu JetPlex Racing.
Uczniowie z Pleszewa na przygotowania do polskiego finału, a następnie zawodów w Singapurze, poświęcili wiele miesięcy. Odbyło się to kosztem życia prywatnego, ale żaden z nich nie żałuje. - Zdecydowanie było warto. Gdy człowiek przeżył ten finał w Singapurze, to doświadczył szoku. Momentami pracowaliśmy nad naszym bolidem po 16 godzin dziennie, więc był to intensywny okres - dodaje Sokołowski.
Bez wsparcia szkoły i sponsorów nie byłoby to możliwe
Występu polskich uczniów w Singapurze nie byłoby, gdyby nie wsparcie dyrekcji szkoły i tamtejszego starostwa. - Dyrektor naszej placówki od początku wsparła ten pomysł. Dzięki niej mogliśmy działać z nauczycielką informatyki po godzinach. Wzięła też na swoje barki kontakty ze Starostwem Powiatowym - zdradza Filip Sokołowski.
- Dziękujemy wszystkim nauczycielom ze szkoły za umożliwienie uczniom udziału w tym finale. To dla nich bardzo ważne, że mieli taką możliwość, bo może okazać się niezwykle przydatne dla ich przyszłości - dodaje Remigiusz Świątek, opiekun JetPlex Racing, który pomagał licealistom w zebraniu budżetu na to życiowe przedsięwzięcie.
Koszty udziału w STEM Racing są bowiem gigantyczne. Uczniowie z Pleszewa szacują, że wydali w ostatnich miesiącach łącznie 180 tys. zł. Sama opłata rejestracyjna w konkursie wynosi 40 tys. zł. - Części do budowanego przez nas bolidu kupowaliśmy przez fundację, z którą współpracowaliśmy. Działaliśmy na własną rękę, szukaliśmy sponsorów. Formuła 1 nie pokrywa żadnych kosztów. Loty i hotel w Singapurze też musieliśmy zapłacić sami. Nawet dostaliśmy wskazanie, w którym hotelu mamy spać. Jesteśmy zakwaterowani w tym samym budynku, w którym śpią gwiazdy F1! - ujawnia Sokołowski.
Polska mogłaby mieć dwóch reprezentantów na finałach STEM Racing w Singapurze, ale druga najlepsza drużyna w krajowych eliminacjach nie uzbierała pieniędzy na opłatę rejestracyjną. Założyła zbiórkę internetową i zgromadziła w ten sposób tylko 5 tys. zł.
- Tak naprawdę byliśmy jednym z nielicznych krajów, który miał tylko jednego reprezentanta. Są tu uczniowie z Grecji, Portugalii czy Cypru, którzy wystawili po dwie albo trzy ekipy. Oni dostają pieniądze od państwa, aby wystartować w tych zawodach. My nie, a przecież to jest konkurs bardzo ważny. Tutaj ekipy F1 łowią talenty, oferują stypendia najlepszym uczniom - mówi wprost Świątek.
Jak zbudować bolid F1 będąc maturzystą?
W przypadku STEM Racing chodzi o budowę bolidu, który z wiadomych względów będzie tylko namiastką maszyny Formuły 1. Projekt JetPlax Racing mierzy 23 cm długości i 6 cm szerokości. Waży jedynie 48 g. Podczas finałowego starcia w Singapurze rozpędził się nawet do 80 km/h, co pod względem prędkości maksymalnej było 24. wynikiem spośród wszystkich 83 ekip.
- Budowę bolidu ogranicza regulamin, który ma 60 stron A4. Jest tam wszystko, nawet średnica kół czy rozstaw osi. Dlatego jako inżynierzy mieliśmy mocno ograniczoną swobodę. Od początku chciałem, aby był jak najdłuższy i najszybszy przy najniższej dopuszczalnej masie - opisuje swoje "dziecko" Szymon Rossa, inżynier-projektant bolidu stworzonego przez JetPlax Racing.
- W STEM Racing chodzi nie tylko o czystą prędkość bolidu. To jest konkurs edukacyjny, który składa się z różnych aspektów. Oceniane jest portfolio zespołu, sam projekt samochodu. Wszystko jest bardzo dokładnie sprawdzane. Pomiarów na miejscu dokonuje się przy pomocy m.in. suwmiarki elektrycznej i innych sprzętów. Dostaliśmy jedną karę, że przy jednym kole był niewłaściwy prześwit. Jednak tylko 19 z całej stawki nie dostało jakiejkolwiek kary - dodaje Remigiusz Świątek.
Licealiści z Pleszewa za kilka miesięcy podejdą do matury. Podkreślają, że na razie jest za wcześnie, by myśleć o tym, czy swoją przyszłość zawodową zwiążą z F1. Gdyby jednak chcieli studiować w Wielkiej Brytanii, to udział w STEM Racing byłby dodatkowym atutem podczas aplikacji. - Na niektórych studiach w Polsce dostaje się punkty za ten konkurs, ale nie na wszystkich. Jednak w Wielkiej Brytanii mocno na to patrzą. Jeśli ktoś jest finalistą, nie mówiąc już o byciu triumfatorem, to jest na prostej drodze na bardzo dobre studia - ujawnia Filip Sokołowski.
Singapur "miastem przesady"
Wielki finał STEM Racing odbył się w przededniu GP Singapuru. Uczniowie z Pleszewa wezmą w nim udział, choć za bilety na wyścig F1 również musieli zapłacić z własnej kieszeni. - W nagrodę za dobry wynik dostaliśmy tylko zniżkę od Formuły 1 - ujawnia Filip Sokołowski, który jest przytłoczony tym, co zobaczył w państwie-mieście.
- Singapur to szok kulturowy i termiczny. Jest strasznie ciepło, panuje ogromna wilgotność. To miasto funkcjonuje kompletnie inaczej niż Europa. Byliśmy świadkami sytuacji, w której policja podjeżdżała po sekundzie, gdy tylko coś się zadziało. Tu wszystko jest monitorowane, na każdym rogu są kamery. Jest bezpiecznie, a ludzie są fantastyczni - dodaje.
Gdy pierwszego dnia ekipa z I LO im. Stanisława Staszica w Pleszewie udawała się na obowiązkowe pomiary swojego bolidu, pomyliła drogę. Wtedy spotkała jednego z mieszkańców Singapuru. - Byliśmy jakieś 500 metrów od celu, gdy zapytaliśmy młodego chłopaka o drogę. On był tak uprzejmy, że zaprowadził nas pod drzwi budynku, w którym odbywał się konkurs. W Polsce byłoby o to ciężko - przyznaje Sokołowski.
- Singapur to jest miasto przesady. Jest trochę na zasadzie, że powiedz, co chciałbyś mieć, a my ci to wybudujemy. Budynek hotelowy przy marinie, czyli dwa wieżowce, które są połączone u góry i to wszystko ma przypominać łódkę, nie mieści się w głowie - opisuje swoje wrażenia Remigiusz Świątek, opiekun licealistów z Pleszewa.
- Jest tu też ekstremalnie czysto - przyznają polscy uczniowie. To zasługa wysokich mandatów. Za zaśmiecanie ulicy albo palenie w miejscu niedozwolonym grozi mandat w wysokości do 1000 dolarów singapurskich (ponad 2800 zł). Kara za jedzenie i picie w transporcie publicznym wynosi 500 dolarów singapurskich (ok. 1400 zł). Rozmawianie przez telefon w trakcie jazdy samochodem oprócz mandatu może zakończyć się również konfiskatą urządzenia. Posiadanie i handlowanie e-papierosami wiąże się z kolei z chłostą.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty