Dwa tygodnie po fatalnym wypadku Julesa Bianchiego na torze Suzuka nie ustają spekulacje na temat odpowiedzialności za tragiczny wypadek zawodnika Marussia F1 Team.
Krytyka spadła m.in. na FIA, która nie zdecydowała się wcześniej przerwać wyścigu czy na rosyjski zespół, który miał rzekomo namawiać Bianchiego, by ten w trudnych warunkach starał się jechać szybciej. [ad=rectangle]
- Na świecie jest ponad 200 krajów i każdy będzie miał swój własny pogląd. Inna reakcja będzie we włoskich media, inna w niemieckich czy angielskich. Poczekajmy więc na raport komisji - zaapelował prezydent FIA, Jean Todt.
Specjalna komisja badająca sprawę wypadku Bianchiego powstała właśnie z inicjatywy francuskiego szefa federacji, który domagał się jak najszybszego wyjaśnienia okoliczności tego, co wydarzyło się na torze Suzuka.
- Z perspektywy czasu niektóre rzeczy wydają się oczywiste, ale los zawsze może doprowadzić do dramatycznych konsekwencji - stwierdził Jean Todt.
- Od lat oglądamy straszne wypadki, których finał był zawsze szczęśliwy. Taka sytuacja nie była normalna. To był cud. Nigdy nie wolno nam brać czegoś za pewnik i siedzieć spokojnie, jeśli chodzi bezpieczeństwo
- podkreślił szef FIA.