Dwie niezależne sondy na temat przyszłości królowej sportów motorowych przeprowadzili magazyn F1 Racing, Autosport i Motorsport News oraz Stowarzyszenie Kierowców Grand Prix. Fani nawołują w nich do powrotu do tankowania oraz zaprowadzenia wojny oponiarskiej w Formule 1.
[ad=rectangle]
Ponad 60 procent głosujących opowiedziało się za powrotem do trwalszej gumy w F1. Jeszcze więcej (80 procent) jest za tym, aby w padoku funkcjonował więcej niż jeden producent opon.
- Patrzymy na wszystko przez różowe okulary - stwierdził szef Red Bulla Christian Horner. - Jeśli przypomnimy sobie, co w przeszłości Ferrari robiło z Bridgestone przeciwko Michelin i Renault, a jak cierpieli wszyscy inni.
- Bardziej wytrzymała mieszanka tylko pogorszy widowisko. W trakcie wyścigu będzie jeden pit stop, a to nigdy nie jest ekscytujące - dodał.
Z kolei szef Mercedesa Toto Wolff wyraził swoje obawy o powrót do tankowania (ponad 60 procent głosujących za tym), które jego zdaniem "ogranicza różne warianty strategii i zmniejsza ilość manewrów wyprzedzania".
- Problem z tankowaniem polega na tym, że dzisiejsze strategie w trakcie wyścigów stały się bardzo elastyczne i możesz je zmieniać. Jeśli wróci tankowanie, to nie będzie możliwe - dodał dyrektor wyścigowy McLarena Eric Boullier.
Paul Hembery reprezentujący interesy Pirelli przyznał, że cała seria postąpi bardzo ryzykownie idąc za głosem fanów. - Jeśli chcemy ekscytujących wyścigów, to wyniki sondy są z nimi sprzeczne.
- Zespoły wydają ogromne pieniądze na najlepsze opony, najlepsze silniki, a nie będzie manewrów wyprzedania i powiększy się dystans między nimi. Na to wskazują wyniki badania, dlatego ludzie muszą bardziej uważać na to co mówią - dodał Hembery.