Lewis Hamilton: Śmierć Biachiego pokazała jak niebezpieczna jest wciąż F1

Mistrz świata przyznał, że jego myśli pozostaną przy zmarłym koledze z toru do końca kariery w motorsporcie. Jednocześnie podkreśla jak ważna jest ciągła poprawa bezpieczeństwa w F1.

W miniony wtorek świat Formuły 1 pożegnał Julesa Bianchiego podczas pogrzebu w katedrze Sainte Reparate w jego rodzinnym mieście w Nicei. Na uroczystościach nie mogło zabraknąć obecnych kierowców F1, w tym także aktualnego mistrza świata Lewisa Hamiltona.
[ad=rectangle]

- Pożegnanie Julesa było dla nas wszystkich niezwykle trudne. Z mojej strony, chciałem go poznać lepiej. Wiem jednak, że był człowiekiem wielkiego serca ze świetlaną przyszłością - powiedział Brytyjczyk.

Julek Bianchi jest pierwszym kierowcą od czasów Ayrtona Senny w 1994 roku, który zginął w wyniku obrażeń poniesionych w wypadku na torze. W ciągu 20 lat poczyniono wiele, aby podnieść poziom bezpieczeństwa, lecz Hamilton apeluje, aby ta kwestia pozostawała w dalszym ciągu na wokandzie.

- Jeszcze raz dostaliśmy przykład jak niebezpieczny jest nasz sport i jak wielkim respektem musimy go darzyć. Kierowcy muszą być świadomi tego ryzyka w każdej chwili, gdy wsiadają do bolidu - powiedział Hamilton.

- Wykonaliśmy duże postępy w zakresie bezpieczeństwa do tej pory i wiem, że FIA będzie dalej pracować nad jego poprawą - dodał.

W nawiązaniu do najbliższego Grand Prix na Węgrzech, które będzie jednym z najsmutniejszych w ostatnich dwóch dekadach, Hamilton odparł: - W myślach i modlitwach będę pamiętał o Julesie. Nie tylko podczas tego wyścigu, ale całej mojej kariery. Wiem, że chciałby, abyśmy ścigali się z całych sił, tak jak on i tak zrobimy - zakończył.

Komentarze (0)