Jarosław Wierczuk: Rosberg się umacnia (felieton)

 Redakcja
Redakcja
W niedzielę rano mieliśmy dalszy ciąg braku zgody i możliwości objęcia konkretnego kierunku. Szefowie wybranych teamów po spotkaniu z Ecclestonem nie byli w stanie dojść do porozumienia. Został zaproponowany zupełnie nowy model kwalifikacji, a wiążąca telekonferencja ma nastąpić w najbliższy czwartek. Aż się wierzyć nie chce, że zarządzanie Formułą 1 może przebiegać w tak chaotyczny sposób. Do tej pory bowiem opinia publiczna nie wie jak ma być rozgrywany weekend Grand Prix, a jesteśmy przecież po drugim wyścigu. Kompromis miałby polegać na systemie dwóch okrążeń, robionych w każdej z trzech odsłon kwalifikacji przez każdego z kierowców. O finalnym wyniku decydowałaby średnia.

Start był równie emocjonujący jak w Australii. Już na okrążeniu rozbiegowym odpadł Sebastian Vettel. Powód - defekt silnika. Szkoda, bo walka o pierwsze miejsca mogłaby wyglądać dużo ciekawiej. Drugi kierowca Ferrari - Kimi Raikkonen nie wystartował tak rewelacyjnie jak w Melbourne. Najwięcej po starcie zyskał Rosberg, obejmując od pierwszego zakrętu prowadzenie. Słabiej wyszedł start Hamiltonowi i właśnie na owym pierwszym zakręcie zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Atakujący Bottas doprowadził do kolizji i w efekcie Hamilton spadł na 7. miejsce. Uznanie należy się w tym miejscu zespołowi Mercedesa, który zachował zimną krew. Hamilton bowiem natychmiast meldował uszkodzenie bolidu i kłopoty z tyłem samochodu. Naturalną reakcją byłoby ściągnięcie zawodnika do boksów. Jednak po pierwsze zespół na tym etapie nie wiedział czego konkretnie dotyczy problem, a po drugie, jak się okazało czasy okrążeń, które po tej kolizji robił Hamilton nie były fatalne. Faktycznie nie był w stanie jechać podobnym tempem jak Rosberg, ale nadrabiał stracone pozycje. Uszkodzenia nie mogły być zatem poważne. Co ciekawe, w wyniku tego samego incydentu na pierwszym zakręcie nieznacznie ucierpiał również bolid Daniela Ricciardo. Konsekwencje w stosunku do Bottasa były do przewidzenia. Otrzymał karę przejazdu przez boksy.

Tymczasem Rosberg mógł kontrolować wyścig de facto od startu do mety. Co więcej, mógł w miarę dowolnie decydować o swoim tempie, a to wymiernie przekładało się na możliwości taktyczne. Niemiec bowiem po starcie nie miał za plecami ani swojego głównego rywala czyli Hamiltona, ani żadnego z kierowców Ferrari. Jadący za nim Massa umożliwiał Rosbergowi dość duże oszczędności względem opon. Jednoznacznie obrazują to różnice czasowe. Już po pięciu okrążeniach przewaga Rosberga wynosiła niemal 9 sekund. Po 7. okrążeniach sytuacja w czołówce była już bardzo stabilna. Prowadził Rosberg przed Raikkonenem i Hamiltonem. I właśnie na etapie pierwszej serii pit stopów spokojne tempo Rosberga na początku wyścigu okazało się decydujące. Mógł on opóźnić wymianę opon, co oznaczało krótszy dystans na kolejnych zestawach. Dodatkowo Rosberg nie ma po wymianie opon takich problemów jak chociażby Hamilton, który musi po raz kolejny odrabiać stracone pozycje.
Radość Nico Rosberga z piątego zwycięstwa z rzędu Radość Nico Rosberga z piątego zwycięstwa z rzędu
Dość szybko radzi sobie z Ricciardo, ale strata do Raikkonena jest już większa, wynosi około 8 sekund i przez wiele okrążeń utrzymuje się na zbliżonym poziomie. Druga seria pit stopów nie przyniosła żadnych zmian w czołówce. Przewaga Rosberga nieco zmalała ze względu na drobny błąd zespołu podczas wymiany opon. Czysty czas postoju Niemca był niemal dwukrotnie dłuższy niż Hamiltona. Nie miało to jednak żadnego wpływu na wynik. Po drugiej serii pit stopów obydwa Mercedesy jadą na potencjalnie najszybszych oponach supersoft. Taktyka w ramach całej czołówki wyraźnie zakłada 3 postoje w boksach. Na 32.okrążeniu przewaga Raikkonena nad Hamiltonem stopniała do niemal 3. sekund. Anglik tradycyjnie bardzo dobrze wybiera moment, w którym wyjątkowe tempo jest kluczowe i tym razem było podobnie. Kilka okrążeń z bardzo dobrymi czasami oznaczało sporą presję w stosunku do Raikkonena. Jednak decydująca okazała się po raz kolejny strategia. Dużo zależało od momentu zjazdu do boksów na ostatnią wymianę opon. Ten etap wprost rewelacyjnie rozegrało Ferrari. Raikkonen po pit stopie dysponował aż 16-sekundową przewagą nad Hamiltonem oraz raptem 4-sekundową stratą w stosunku do Rosberga, a przecież jeszcze kilka okrażeń wcześniej ta strata wynosiła niemal 9 sekund. Nie stanowiło to jednak żadnego realnego zagrożenia dla Rosberga, który natychmiast był w stanie zwiększyć dystans.

Kolejność do mety w czołówce się nie zmieniła, ale warto zastanowić się co by było gdyby nie awaria silnika w bolidzie Vettela. Przecież Raikkonen dość słabo wystartował, a więc przynajmniej teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie, aby Vettel nawiązał bezpośrednią walkę o zwycięstwo. Poczucie zmarnowanej szansy jest w zespole na pewno duże tym bardziej, iż Ferrari zdaje sobie perfekcyjnie sprawę z aktualnego stanu wykorzystania tokenów silnikowych uprawniających do modyfikacji. W tej konkurencji włoski zespół zdecydowanie prowadzi co oznacza realne zagrożenie, iż w dalszej części sezonu może nie wytrzymać tempa rozwoju.
Jednak w samym Mercedesie również robi się bardzo ciekawie. Po raz pierwszy bodaj od początku ery sukcesów tego zespołu, czyli od momentu wprowadzenia jednostek hybrydowych Rosbergowi udało się przerwać dominację swojego kolegi z zespołu. Pomimo, iż różnice były zazwyczaj niezwykle ograniczone to jednak Hamilton przez cały ten okres narzucał tempo i nieoficjalnie był po prostu kierowcą numer jeden. Oczywiście Mercedes, jak na duży koncern przystało jest zespołem bardzo poprawnym politycznie i gdy tylko zajdzie taka potrzeba energicznie dystansuje się od wszelkich sugestii dotyczących team orders jednak pasmo zwycięstw Rosberga w końcówce zeszłego sezonu, rozpoczęte natychmiast po zdobyciu tytułu przez Hamiltona nie wyglądało w pełni naturalnie. Tym razem, przynajmniej na razie Niemiec jest na dobrej drodze, aby mieć faktyczny mandat do przeniesienia ciężaru uwagi zespołu bardziej na swoją stronę.

Warto również odnotować kolejny, rewelacyjny występ Romaina Grosjean. Nie chodzi tu bynajmniej o samego kierowcę, a przede wszystkim o debiutujący zespół Haas. Piąte miejsce, a więc jeszcze lepszy wynik niż przed dwoma tygodniami udowadnia, iż Australia nie była przypadkiem. Forma amerykańskiego teamu przekracza oczekiwania pewnie samego zespołu, a na pewno konkurencji. Sam Grosjean przyznał, że wyniki pierwszych dwóch Grand Prix są dla niego kosmiczne.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Zobacz: Jacek Gollob wrócił na tor po 8 latach! Zobacz jego wyścig
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×