Jarosław Wierczuk: Słowa Hamiltona są niestosowne (felieton)

Zdaniem Jarosława Wierczuka, krytyka Lewisa Hamiltona w stronę Mercedesa brzmi niestosowanie. To właśnie dzięki niemieckiej stajni, Brytyjczyk mógł w dwóch ostatnich latach świętować mistrzostwo świata.

 Redakcja
Redakcja

Powoli zbliżamy się do decydującej fazy tego rekordowego sezonu. Rekordowego, ponieważ składa się na niego aż 21 wyścigów. Przypomnijmy, iż walka o mistrzostwo cały czas jest otwarta. Do Malezji Nico Rosberg przyjechał z ośmiopunktową przewagą. Jednak kwalifikacje potwierdziły lepszą formę Lewisa Hamiltona. To jest właśnie zaskakujące. Kilkukrotnie w tym sezonie zmieniał się lider klasyfikacji, punktowo walka jest bardzo wyrównana, a przecież nie da się ukryć, że w sensie czystej szybkości Hamilton jest po prostu najczęściej szybszy od Rosberga i to nie tylko w tym sezonie.

Ta tendencja wyraźnie rysowała się zarówno w trakcie Q2 jak i Q3. Przy różnicy ponad pół sekundy pomiędzy samochodami Mercedesa Rosbergowi bliżej było do Red Bulla Maxa Verstappena niż do Hamiltona.

Kwalifikacje potwierdziły również niekwestionowaną już pozycję Red Bulla jako zespołu najbardziej zagrażającego Mercedesowi. Ferrari, pomimo wielu deklaracji nie jest w stanie utrzymać takiego tempa rozwoju jak Red Bull i to biorąc pod uwagę nie najlepszy przecież silnik Renault. Tak więc kwalifikacje w Kuala Lumpur potwierdziły aktualny poziom czołówki, czyli Mercedes, przerwa, Red Bull, przerwa, Ferrari, przerwa.

Hamilton wystartował pewnie, bez problemu utrzymując prowadzenie. Z kolei za nim działo się sporo, głównie za sprawą Sebastiana Vettela. Niemiec bardzo ostro zaatakował Verstappena wypychając go na zewnętrzną część toru i jednocześnie doprowadzając do kontaktu z Rosbergiem. W efekcie Niemiec, po efektownym piruecie na pierwszym zakręcie spadł na ostatnią pozycję, z kolei Verstappen stracił pozycję na rzecz Daniel Ricciardo. Vettel dał upust swoim negatywnym emocjom w wywiadzie, którego udzielił natychmiast po powrocie do boksów (uszkodził bowiem przednie zawieszenie w swoim bolidzie). O dziwo jednak, nie miał jakichkolwiek pretensji do siebie tylko do… Verstappena. Niemiec podkreślał, iż wszyscy już chyba zdają sobie sprawę z notorycznych zmian toru jazdy w wykonaniu Holendra.

ZOBACZ WIDEO: Atletico Madryt wygrało, choć zmarnowało dwa rzuty karne - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

Ze zmianą toru jazdy po starcie trzeba się jednak liczyć. Rzeczywiście w moim przekonaniu Verstappen niepotrzebnie odpuścił wewnętrzną na dohamowaniu do pierwszego zakrętu, tak jakby chciał utrzymać idealny tor jazdy, a przecież nie o to po starcie chodzi. To "otwarcie drzwi" było swoistym zaproszeniem dla Vettela, z którego czterokrotny mistrz świata chętnie skorzystał. Jednak w przypadku Niemca winienie innego zawodnika, w sytuacji kiedy on sam niemal wyeliminował dwóch kierowców oraz przy okazji siebie samego jest bzdurą. To już notabene druga po Spa sytuacja (również incydent na pierwszym zakręcie), w której ponosząc co najmniej częściową odpowiedzialność Vettel obwinia właśnie Verstappena i trzeba przyznać, że aktualny styl sędziowania sprzyja tego typu reakcjom. Nie da się bowiem ukryć, że zdarzały się w tym sezonie sytuacje kiedy na podstawie krytyki jednego z czołowych kierowców karano innego, nie zawsze słusznie. Nawet po incydencie w Spa, w którym winy Verstappena, w moim przekonaniu nie było miały miejsce "rozmowy wychowawcze" Charliego Whitinga z Maxem Verstappenem. Ta presja najbardziej utytułowanych kierowców F1 przynosi swoje żniwa.

Rosberg tymczasem nie załamał się tylko zaczął szybko nadrabiać straty. Pamiętał przecież skuteczną szarżę Hamiltona z ostatniej pozycji w Belgii. Wiedział, że przy przewadze Mercedesa niemal wszystko jest możliwe, nawet z końca stawki.
Na czele wyścigu niezagrożony Hamilton rozbudowywał przewagę jednak już po 9-ciu okrążeniach mieliśmy kolejną, po startowym incydencie fazę wirtualnego samochodu bezpieczeństwa wywołaną tym razem przez Romaina Grosjeana.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×