Fernando Alonso swój pierwszy tytuł mistrzowski zdobył w barwach Renault w sezonie 2005. Rok później powtórzył ten wyczyn. Hiszpan zrzucił z tronu Michaela Schumachera i wydawać się mogło, że nadchodzi jego era w Formule 1. Miał ledwie 25 lat, w perspektywie transfer do McLarena w sezonie 2007. Połączenie talentu Alonso z możliwościami stajni z Woking miało zagwarantować kolejne tytuły mistrzowskie.
Z perspektywy czasu, tamten transfer był pierwszym błędem w karierze Alonso. Owszem, McLaren był wtedy czołową siłą w F1, ale miejsce u boku Hiszpana otrzymał szybki debiutant - Lewis Hamilton. Nagle okazało się, że Hamilton jest na tyle mocny, że już w pierwszym sezonie może zdobyć mistrzostwo. Tego jeszcze w F1 nie było. Brytyjczyk sięgający po tytuł w brytyjskim teamie? To brzmi znacznie lepiej niż wygrana Alonso. W efekcie rozpoczęła się frustracja Hiszpana, blokowanie swojego partnera podczas kwalifikacji, aby uniemożliwić mu walkę o pole position. Wewnętrzna walka sprawiła, że w roku 2007 McLaren stracił tytuł wśród kierowców na rzecz Kimiego Raikkonena, a Alonso po ledwie roku musiał rozwiązać kontrakt z ekipą z Woking.
Alonso nie miał wyboru i na dwa lata trafił do "czyśćca", bo z otwartymi ramionami przyjęło go przeżywające kryzys Renault. Tyle, że to już nie był bolid na miarę talentu Hiszpana i na miarę walki o tytuł. Kierowca z Oviedo stracił kolejne dwa lata, kolejne dwie szanse na tytuł. Aż w końcu nadarzyła się okazja, aby przejść do Ferrari.
Tym razem Alonso miał podbić F1 z teamem z Maranello. Wprawdzie Włosi zdobyli tytuł w 2007 roku za sprawą Raikkonena, ale daleko było im od formy z czasów triumfów Schumachera. Transfer Alonso miał im dać nowe siły. W końcu do najbardziej utytułowanego zespołu w stawce trafiał najbardziej utalentowany kierowca. I znowu zakończyło się wielkim rozczarowaniem i frustracją. Trzy tytuły wicemistrza świata zdobyte w barwach Ferrari to za mało jak na tak ambitnego kierowcę.
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze
Z czasem, Alonso coraz gorzej radził sobie z porażkami. Hiszpan nie czuł się gorszym od Sebastiana Vettela, który w barwach Red Bull Racing zabierał mu kolejne tytuły sprzed nosa. Kierowca z Oviedo wiedział, że przyczyną jego porażek jest bolid. I coraz częściej krytykował publicznie Ferrari. Być może chciał w ten sposób zmobilizować Włochów, ale efekt był odwrotny. Atmosfera w garażu gęstniała, aż w końcu stało się jasne, że Alonso musi opuścić włoski team. Historia zatoczyła koło, bo znowu nie wypełnił kontraktu do końca. Sfrustrowany odszedł z Ferrari po sezonie 2014.
Alonso znowu trafił do McLarena, ale tym razem team z Woking rozpoczynał okres współpracy z Hondą. W przeszłości ten duet potrafił zdominować F1, więc być może Hiszpan liczył, że Brytyjczycy i Japończycy przygotują coś szczególnego. Zaskoczą konkurencję, jak przed laty Brawn GP. Tym razem nie był to "czyściec", próba przeczekania przed transferem do lepszej ekipy, bo Alonso podpisał z McLaren Hondą aż trzyletnią umowę.
Wprawdzie co chwilę pojawiały i ciągle pojawiają się plotki o przejściu Alonso do Mercedesa, ale on trwa w McLarenie. I coraz częściej narzeka. Tak jak w 2015 roku godnie zniósł kiepski bolid i silnik, przez który zdobył punkty w jedynie dwóch wyścigach, tak od pewnego czasu coraz częściej krytykuje własny team. Trudno mu się jednak nie dziwić, jeśli na prostej pojazd teamu z Woking jest wolniejszy od Mercedesa o 30 km/h. Trudno trzymać nerwy na wodzy, gdy najlepsi podczas testów w Barcelonie pokonują niemal 1100 okrążeń, a McLaren ledwie 425.
Kontrakt Alonso z McLaren Hondą kończy się po sezonie 2017 i wątpliwe, aby Hiszpan go przedłużył. Być może w końcu ziści się jego marzenie o przejściu do Mercedesa, gdzie dostanie do dyspozycji niezawodny bolid. 35-latek decyzję odnośnie swojej przyszłości ma podać po przerwie wakacyjnej w F1. Niewiele wskazuje jednak na to, aby zamierzał kończyć karierę.
Jeśli Alonso zmieni zespół przed sezonem 2018, być może na zakończenie swojej kariery otrzyma do dyspozycji konkurencyjny bolid i ponownie powalczy o tytuł mistrzowski. Gdyby jednak przed dziesięcioma laty zapytać Hiszpana o jego przyszłość, to z pewnością odpowiedziałby, że w roku 2017 będzie mieć o kilka tytułów mistrzowskich na swoim koncie więcej.
- Jestem najlepszym kierowcą w stawce. Potrzebuję jedynie silnika, który jest w stanie jechać na prostych tak szybko, jak bolidy pozostałych ekip - powiedział w swoim stylu w Barcelonie dwukrotny mistrz świata F1.
Łukasz Kuczera