Jarosław Wierczuk: najciekawszy wyścig ostatnich lat

Pierwszy raz w historii tego wyścigu nie tylko z pierwszego pola, ale z pierwszego rzędu nie startował żaden kierowca Mercedesa. Sebastian Vettel z Kimi Raikkonenem zapełnili pierwszą linię startową.

Start był kolejnym zaskoczeniem. Rewelacyjnie poradził sobie z nim Valtteri Bottas obejmując prowadzenie. Tu również kluczowa okazała się specyfika toru. Obiekt w Soczi bowiem ma rekordową odległość pomiędzy linią startu, a pierwszym punktem hamowania. To daje możliwość wykorzystania jazdy w tunelu aerodynamicznym bezpośrednio po starcie, a do tego dochodzi przecież jeszcze silnik Mercedesa, który jest nadal mocniejszy od jednostki Ferrari. Z kolei Lewis Hamilton pomimo niezłego startu został lekko przyblokowany przez Kimiego Raikkonena i nie był w stanie polepszyć swojej pozycji startowej. To przesądziło o jego dalszych losach.

Pierwsza faza wyścigu to przede wszystkim rewelacyjna, bezbłędna jazda Bottasa. Już na pierwszym okrążeniu, podobnie jak w poprzednim roku doszło do neutralizacji i na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa. Przy ponownym, tym razem "lotnym" starcie Fin jest w stanie idealnie zgrać czasowo tempo jazdy i od razu eliminuje Sebastiana Vettela ze strefy DRS. Dawno nie widziałem tak skutecznego startu po fazie neutralizacji. Przez pierwsze dwadzieścia okrążeń Bottas sukcesywnie rozbudowywał przewagę nad Vettelem. Różnice czasowe były jednak minimalne i tym bardziej należy pochwalić fińskiego kierowcę. To nie była kontrola wyścigu jak za czasów Hamiltona kiedy często Lewis po kilku okrążeniach miał 10 sekund przewagi. To było dokładanie co okrążenie 0.1 sekundy, a czasami mniej. Duże wrażenie robiła zatem konsekwencja i zerowy poziom błędów. Po 20-tym okrążeniu zaczęło się robić coraz ciekawiej.

Po pierwsze stało się jasne, iż przewaga Ferrari pod kątem tempa wyścigowego i zużycia opon nie była w Rosji czymś oczywistym. Inaczej po 10 "kółkach" Vettel powinien być tuż za Bottasem. Po drugie, pomimo wyjątkowo zgodnej strategii wszystkich zespołów zakładającej 1 pit stop Ferrari postanowiło podjąć pewną grę. Otóż Bottas zjechał na wymianę opon na 27. okrążeniu, czyli mniej więcej w połowie dystansu. Było to logiczne, ponieważ przez poprzedzające 3 "kółka" przewaga Valtteriego Bottasa topniała w tempie 0.7 sekundy na okrążenie. Mercedes musiał się zdecydować na nowe opony, a Ferrari nie. To był właśnie ten moment wyższości Ferrari i szansa Włochów na walkę o zwycięstwo. Do boksów ściągnięto Raikkonena, a Vettela pozostawiono na torze na kolejne... 7 okrążeń. To duża różnica w strategii, ale decyzja była jak najbardziej właściwa. Zresztą Ferrari od początku sezonu jest naprawdę mocne jeśli chodzi o dobór strategii.

Sebastian Vettel bowiem na zdecydowanie zużytych oponach utrzymywał co najmniej takie samo tempo jak Bottas na nowym komplecie. Co prawda pierwsza połowa wyścigu to szybsza mieszanka ultrasoft, a po pit stopie wersja supersoft, ale mimo wszystko biorąc pod uwagę przebieg opon tempo Niemca robiło wrażenie i właśnie taka strategia była potencjalnie jedyną szansą na zaatakowanie Bottasa. Chodziło bowiem o to, aby dać Vettelowi maksymalną przewagę w przyczepności opon na ostatnich kilometrach wyścigu. Po serii pit stopów różnica pomiędzy prowadzącymi wynosiła niecałe 5 sekund. Od teraz liczyła się czysta prędkość i Vettel, co było do przewidzenia zaczął atakować. Na 10 okrążeń przed metą odstęp to krytyczna 1 sekunda i przez wiele kilometrów taki właśnie stan rzeczy się utrzymywał. Vettel był w końcówce oczywiście szybszy, ale Bottas na dobrą sprawę nie popełniał błędów. Jedynie na 39. okrążeniu zablokował koła i wyraźnie zniszczył opony. Swoją rolę odegrali też zawodnicy z końca stawki, których na ostatnich okrążeniach czołówka dublowała.

ZOBACZ WIDEO "Panie Tomku kochany, my o panu pamiętamy". Dzieci składają życzenia Tomaszowi Gollobowi

W efekcie Bottas, pod bardzo dużą presją dowiózł do mety prowadzenie. Zwycięstwo dla niego historyczne, ponieważ pierwsze w karierze i odniesione w pięknym stylu. Moim zdaniem te ostatnie 10 okrążeń stawia tegoroczne GP Rosji w szeregu najciekawszych wyścigów ostatnich lat i daje jednocześnie bardzo optymistyczne perspektywy na pozostałą część sezonu. Z kolei Hamilton nie był w stanie, przy braku konkretnych problemów technicznych, a więc w otwartej walce załapać się na podium. Kiedy ostatnio widzieliśmy taki wyścig? Lewis Hamilton narzekał co prawda na przegrzewanie się silnika, ale zespół potwierdził, że faktycznie Bottas ma przewagę i to zarówno pod względem chłodzenia silnika jak i oszczędności opon, bo po prostu jedzie z przodu.

Nie ma już zatem sztywnego faworyta, choć oczywiście różnica Ferrari i Mercedesa w stosunku do chociażby Red Bulla jest duża. Być może zmieni się to od wyścigu w Barcelonie kiedy Red Bull ma zaprezentować szeroko zakrojoną modernizację aerodynamiki. Nie ma sztywnego faworyta, a niuanse pomiędzy dwoma najszybszymi zespołami powoli się zacierają. Dużo zależy od konkretnego obiektu i właśnie to pokazał wyścig w Soczi. O ile kwalifikacyjnie Mercedes był do tej pory szybszy, o tyle w Rosji już ta przewaga nie istniała. Wystarczy zatem minimalny problem z np. setupem, aby zachwiać równowagę faworyta. Podobnie jest z Ferrari pod kątem tempa wyścigowego. Przewaga jest, ale naprawdę minimalna. Poza tym, dla mnie osobiście bardzo ciekawym aspektem będzie dalszy poziom jazdy Hamiltona. Śmiem twierdzić, że właśnie w tym sezonie będziemy mogli poznać jego prawdziwą wartość. Czy jest tak wysoka jak niektórzy twierdzą? Bardzo wysoka na pewno, ale czy jest to poziom Senny-Schumachera? Czas pokaże.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Źródło artykułu: