Rafał Lichowicz: Jolyon Palmer przegrywa z presją. Zmiana bielizny nie pomogła (komentarz)

PAP/EPA / Joylon Palmer w bolidzie Renault
PAP/EPA / Joylon Palmer w bolidzie Renault

Najbardziej pechowy kierowca obecnego sezonu, Jolyon Palmer, rozpoczął weekend GP Węgier od dwukrotnego rozbicia swojego samochodu. Brytyjczyk jedną nogą jest już poza światkiem królowej motosportu.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed oficjalnymi treningami w GP Węgier Jolyon Palmer otrzymał od zespołu Renault zapewnienie: "Nie stracisz swojego miejsca w samochodzie. W Belgii będziesz naszym kierowcą". Tę samą deklarację usłyszał później cały świat. Wszystko przez ciśnienie zachodniej prasy, która bardziej niż o szansach Palmera przed drugą częścią sezonu, rozprawiała o tym w jaki sposób polscy kibice wykupią dawno sprzedane wejściówki na GP Belgii (można dziękować Verstappenowi i kibicom z Holandii). Wszystko z powodu rzekomego powrotu Roberta Kubicy.

A jednak, dyrektor generalny zespołu Cyril Abiteboul postawił sprawę jasno: "Kubica nie walczy o to, by jeździć dla nas w 2017. Plan dla Palmera zakłada zaś jego udział w 20 wyścigach". Po treningach na Węgrzech można by rzec, że ten plan się powoli sypie.

W pierwszym treningu brytyjski kierowca ze sobie tylko znanych przyczyn wyjechał poza tor, a powrót okazał się bolesny dla jego maszyny. Na wysokich krawężnikach rozbił przednie skrzydło, przysparzając swoim mechanikom sporo pracy. Całość tłumaczył później w taki sposób: - Ludzie latami jeździli tu szeroko, dlatego nie spodziewałem się, że dojdzie aż do takich zniszczeń w bolidzie. Cóż można rzecz, że 19 kierowców przygotowało się perfekcyjnie na zmieniony element pętli Hungaroring. Palmer zadania nie odrobił.

Podczas drugiej sesji kierowca Renault zaliczył kolejny wypadek. Kamery zarejestrowały spore uderzenie w bandę. Tym razem zrobiło się bardziej nerwowo. Reakcje były wpisane na twarzach Palmera i Abiteboula. Jeden marzył, by znaleźć się na drugim końcu świata, drugi, by ubrać innego kierowcę w kombinezon. Wracający do garażu Palmer szybko mijał proszących o komentarz dziennikarzy.

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica ponownie za kierownicą F1. Kulisy wielkiego powrotu Polaka (WIDEO)

26-latka można doskonale zrozumieć. Presja z jaką zmaga się od kilku wyścigów nie maleje. I nie pomaga w tym, ani uzyskujący lepsze wyniki z GP na GP Nico Hulkenberg, ani też świetne oceny Kubicy po kolejnych testach w dawnych bolidach Renault. Palmer sprawę próbował wielokrotnie obrócić w żart. A to nazwał siebie mistrzem jedenastego miejsca, jakby sugerując, że punkty w tym sezonie odbiera mu los, a nie słaba jazda, a to przed przyjazdem na Węgry oznajmił wszem i wobec, że spalił pechową bieliznę. Po pierwszych treningach należy się zastanowić czy i tu nie popełnił błędu.

- Nie będę ukrywał, że nie ma żadnej presji. To konkurencyjne środowisko, w którym zawsze musisz coś udowadniać - dodał Abiteboul pytany dalej o sytuację Palmera. Szef Renault przyznał otwarcie, że na Węgrzech oczekuje punktów od obu kierowców. Trzygodzinne treningi pokazały, że owszem, Renault jest obecnie czwartą siłą w stawce (Hulkenberg wolniejszy tylko od duetów Mercedesa, Ferrari i Red Bulla), ale nie potwierdzi tego mając tylko jednego kierowcę gotowego do walki o punkty.

Jeśli plan podstawowy względem Jolyona Palmera zakładał utrzymanie go w kokpicie do końca sezonu, to plan A nie wypalił. Można mieć tylko nadzieję, że podobnie będzie w przypadku Roberta Kubicy, który według planu Renault nie pojawi się w tym roku w składzie zespołu. To też może nie wypalić.

Rafał Lichowicz

Komentarze (0)