Jarosław Wierczuk: To nie był łatwy wyścig dla Ferrari

PAP/EPA / SRDJAN SUKI  / Kimi Raikkonen na torze w bolidzie Ferrari
PAP/EPA / SRDJAN SUKI / Kimi Raikkonen na torze w bolidzie Ferrari

Jarosław Wierczuk skomentował wydarzenia z Grand Prix Węgier. Na starcie doszło do kolizji dwóch bolidów Red Bulla, a na ostatnich metrach swoją pozycję oddał Lewis Hamilton. Dubelt zaliczył natomiast zespół Ferrari.

Hungaroring to obiekt wymarzony dla Ferrari. Dużo wolnych i średnich zakrętów, bardzo ważny balans samochodu i mniej istotna moc sinika. Nic dziwnego, że Niki Lauda przed kwalifikacjami przewidywał zdobycie pole position przez jednego z kierowców Ferrari. Jego prognoza była poprawna. Co więcej, dominacja ekipy z Maranello była w sobotę tak wyraźna, że cały pierwszy rząd zajmowały czerwone bolidy. To ważne dla Włochów. Do weekendu na Węgrzech zdecydowaną przewagą w kwalifikacjach legitymował się Mercedes, który dzięki silnikom cały czas pozostaje numerem jeden. Po pole position na Hungaroringu bilans wynosi 8 do 3 nadal na korzyść Mercedesa.

Start okazał się kontrowersyjny za sprawą Maxa Verstappena. Pisałem już kilkukrotnie o tym młodym kierowcy. Pisałem, że wprowadza on sporo emocji, często pozytywnych i potrzebnych do Formuły 1. Pisałem również o bardzo dużej dawce pecha, która w tym sezonie go prześladuje. Jednak o ile wiele z poprzednich incydentów startowych można podciągnąć pod bycie w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie, o tyle to co stało się na drugim zakręcie po starcie na Węgrzech już nie. Verstappen hamował zdecydowanie za późno i w efekcie staranował… Daniela Ricciardo, czyli swojego kolegę z zespołu. Nic dziwnego, że zarówno zespół jak i Australijczyk byli mocno zdenerwowani. Takie błędy po prostu nie powinny mieć miejsca. Holender jest młody w stosunku do całej stawki F1, ale ma już spore doświadczenie. Nie można cały czas zwalać tego typu incydentów na status nowicjusza. Zresztą ten błąd oznaczał poważne konsekwencje nie tylko dla Ricciardo, ale również dla samego Verstappena.

Max, jak to często bywa był bowiem fenomenalnie szybki. Tym razem nie tylko on, ale również jego bolid. Był wyraźnie bardziej konkurencyjny niżby to wynikało z kwalifikacji. Red Bull, ze względu na incydent zdecydował się zmienić strategię i w ramach jednego pit stopu ściągnął Verstappena na wymianę opon zdecydowanie później niż w połowie dystansu kiedy zjeżdżała większość kierowców. Max zarówno na mocno zużytych oponach jak i po wymianie jechał w porównywalnym tempie do dwójki prowadzących Ferrari (a czasami szybciej), co było dla wielu sporym zaskoczeniem. Gdyby zatem nie incydent z pierwszego okrążenia Verstappen spokojnie znalazłby się na podium, a i walka o zwycięstwo nie byłaby całkowitą abstrakcją tym bardziej, że za wspomniany manewr dostał karę 10 sekund.

Z punktu widzenia Ferrari nie był to wbrew pozorom łatwy wyścig. O ile pierwsza część wyścigu oznaczała wyraźną kontrolę całej stawki przez Sebastiana Vettela, o tyle po pit stopie zaczęły się problemy. Bolid coraz wyraźniej ściągał w lewo. Tempo Niemca zdecydowanie spadło, coraz bliżej był nie tylko Kimi Raikkonen, ale również bolidy Mercedesa.

ZOBACZ WIDEO Justyna Żełobowska: Marzyłam o medalu w Rio, ale przede mną była długa droga

W tym momencie zaczynają się bardzo ciekawe rozgrywki wewnątrz zespołów Ferrari i Mercedesa. Raikkonen, co naturalne natychmiast zażądał, aby Vettel poświęcił swoją pozycję ze względu na zdecydowanie zbyt niskie tempo. W innym wypadku było oczywiste, że oba bolidy Ferrari będą zagrożone. Prośba została jednak zignorowana co jednoznacznie podkreśla odmienny standing Vettela i Raikkonena w ekipie Ferarri. Nie po raz pierwszy w tym sezonie zresztą. Kimi jest po prostu traktowany jak kierowca numer 2, a jego rolą w Budapeszcie było asystowanie przy problemach Vettela i stworzenie swoistego bufora pomiędzy Niemcem, a atakującymi Mercedesami. Trochę szkoda, ponieważ Raikkonen ma aktualnie naprawdę dobry sezon.

Jednocześnie takie samo życzenie zamiany miejsc wyraził Lewis Hamilton. Brytyjczyk jest przecież w niemal identycznej sytuacji punktowej jak Vettel i tak samo jak on walczy o mistrzostwo. Budapeszt pokazał zatem jak na dłoni różnice w podejściu dwóch czołowych teamów. Nie będę ukrywał, iż zdecydowanie bardziej podoba mi się pojmowanie zasad etyki w wydaniu Mercedesa, który co prawda zdecydował się na zamianę miejsc, ale warunkowo. Hamilton dostał 5 okrążeń na uporanie się z Raikkonenem, następnie ten czas podwojono. Lewis nie zdołał jednak zaatakować Fina. Niestety Hungaroring ma pod tym względem swoje ograniczenia. W efekcie na ostatnim okrążeniu Hamilton przepuścił Valtteriego Bottasa, który w ten sposób wskoczył na podium. Lewisowi w oddaniu pozycji nie przeszkodziły nawet ostre ataki Verstappena. Można? Można.

Te dwa odmienne style Ferrari i Mercedesa są tym bardziej ciekawe, iż oba teamy są w mocno podobnej sytuacji - tak punktowo jak i szybkościowo, a być może przede wszystkim pod kątem swoich kierowców i to tych, którzy niekoniecznie mają walczyć o tytuł. Zarówno Bottas jak i Raikkonen spisują się w tym sezonie wyjątkowo dobrze nie ustępując pola swoim gwiazdorskim kolegom.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Źródło artykułu: