GP Włoch na słynnym torze Monza zaczęło się w tym roku od mało przyjemnego incydentu. Bardzo mocne opady oznaczają na tym torze najczęściej kłopoty. Nie wszyscy o tym wiedzą, ponieważ nawierzchnia sprawia wrażenie równej. Jednak to wrażenie jest trochę zgubne o czym miałem okazję przekonać się dobitnie na własnej skórze. Mój wypadek miał miejsce praktycznie w tym samym miejscu co incydent z udziałem Romaina Grosjean w otwierającym kwalifikacje Q1. Problemem jest aquaplaning na prostej startowej, na który w zasadzie nie ma ratunku. W takiej sytuacji jesteś po prostu pasażerem, a biorąc pod uwagę bardzo wysoką prędkość w tym miejscu toru ryzyko przy tego typu scenariuszu jest naprawdę duże. W moim przypadku doszło do poważnych uszkodzeń samego kokpitu, który w F3000, podobnie jak w F1 słynie z wyjątkowej odporności i sztywności. Można sobie zatem wyobrazić jakiemu przeciążeniu poddany jest kierowca.
Tak więc w pełni zgadzam się z krytyką Romaina, że do startu kwalifikacji w takich warunkach nie powinno w ogóle dojść. Szczególnie na Monzie. Przy wznowieniu czasówki wszyscy chcieli uzyskać optymalny czas jak najwcześniej ze względu na zapowiedź pogorszenia pogody. Te zapowiedzi wprowadziły moim zdaniem naprawdę bardzo dużo chaosu w przebieg kwalifikacji. To niezbyt pozytywny przykład tego jak zaawansowana technologia może przeszkadzać, a nie pomagać. Pogoda zaczęła się jednak poprawiać, a tor przy niemal całej stawce w akcji szybko podsychał. Mimo to ci, którzy zmienili opony na intermediate żałowali swojej decyzji. Tor w niektórych miejscach nadawał się na ogumienie przejściowe, ale w wielu innych przyczepność była zdecydowanie niższa w stosunku do pełnych deszczówek, bowiem niezależnie od tego, że było mokro było również wyjątkowo zimno. Opony intermediate po prostu miały duży problem z uzyskaniem wymaganej temperatury. Było to bardzo widoczne chociażby na dohamowaniach. Stąd też uważam, że wiele zespołów jak np. Red Bull podjęło właściwą decyzję wypuszczając swoich kierowców do Q2 oraz Q3 na oponach deszczowych. Lepiej mieć zagwarantowany czas i dostać się do decydującej fazy kwalifikacji niż w wyniku np. błędu przy hamowaniu skończyć kwalifikacje na Q2. To naprawdę była dobra decyzja. Verstappen już na początku Q2 uplasował się na pierwszym miejscu. Dziwię się trochę, że nie wszystkie teamy były na bieżąco w stanie ocenić warunków i dobrać właściwe opony. Niektórzy delikwenci w Q2 zjeżdżali do boksów, aby wrócić do bardziej "sztormowego" ogumienia. Dodatkowo na koniec Q2 zaczęło padać w jednej części toru, a druga coraz bardziej podsychała.
To dla mnie osobiście niebywałe, ale w Q3 mieliśmy kontynuację tego typu błędów. I dotyczyło to również czołowych teamów. Oba Mercedesy po pierwszym okrążeniu zjechały na zmianę. To o tyle istotne, że deszcz zaczął padać mocniej właśnie na początku Q3. Timing miał więc kolosalne znaczenie. A jednak najlepsze czasy padły w ostatnich sekundach! Uff! Dawno nie było takich kwalifikacji. Warunki i przyczepność permanentnie się zmieniały.I do tego wszystkiego jeszcze kary nałożone na kierowców Red Bulla wynikające z wymiany jednostek napędowych. Efekt - Lance Stroll startujący z drugiego pola, Esteban Ocon tuż za nim. Takich kwalifikacji dawno nie było i długo na pewno nie będzie.
O tym jak deszczowe warunki faworyzują czyste zdolności jeździeckie, jak bardzo aspekt sprzętu spada na dalszy plan mogliśmy się przekonać w trakcie wyścigu. Suchego wyścigu. Pomimo rewelacyjnych pozycji startowych zarówno Stroll jak i Ocon szybko spadli na takie miejsca, które w aktualnym rozdaniu kart i w normalnych warunkach pogodowych są im "przypisane". Valtteri Bottas niezależnie od trudnego początku weekendu bez problemu przesunął się na drugą pozycję i jak cień podążał za Lewisem Hamiltonem. Mercedes pokazał na Monzie całkowitą dominację, bowiem to co najbardziej dziwiło to wyjątkowo niska konkurencyjność Ferrari. Nawet biorąc pod uwagę charakter toru, który bodaj jak żaden inny kładzie nacisk na wydajność jednostki napędowej Ferrari rozczarowało. I to w tak ważnym dla ekipy z Maranello miejscu. Sebastian Vettel co prawda dowiózł do mety podium, ale gdyby wyścig trwał o kilka okrążeń dłużej na trzecim miejscu zameldowałby się Ricciardo. Różnica w tempie nie tylko pomiędzy Ferrari, a Mercedesem, ale również Red Bullem była zaskakująca, a przecież w przypadku Red Bulla nie można mówić o jakiejś wyraźnej nadwyżce w sensie osiągów silnika. Co więcej Red Bull do tej pory nie miał większych szans nawiązania równorzędnej walki z Ferrari na dystansie całego wyścigu nawet jeśli w kwalifikacjach wyglądało to czasem inaczej. Sama strata Vettela do Bottasa (który również przecież startował z odległej pozycji) to na koniec wyścigu ponad pół minuty! To jest po prostu przepaść.
Po Grand Prix Włoch, po raz pierwszy w tym sezonie Lewis Hamilton prowadzi w klasyfikacji punktowej. Czy będzie to moment zwrotny, czy raczej będziemy mieli jeszcze kilka takich zmian lidera?
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Strona fundacji Wierczuk Race Promotion
Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku
ZOBACZ WIDEO Olbrzymie problemy Hołowczyca. "Trochę szkoda, bo pokazałem, że nadal potrafię szybko jeździć"