Kibice doskonale pamiętają okoliczności, w których Robert Kubica debiutował w Formule 1. Początkowo Polak był jedynie trzecim zawodnikiem w BMW Sauber, ale wyniki osiągane przez Jacquesa Villeneuve'a były poniżej krytyki. W pierwszej części sezonu 2006 zdobył ledwie siedem punktów. Dlatego w Hinwil bez żalu pożegnano mistrza świata F1 z 1997 roku. Kubica dawał nadzieje na lepsze występy, był kierowcą z przyszłością.
Gdy Kanadyjczyk opuszczał królową motorsportu, miał 35 lat. Jego kariera w F1 i tak dobiegała końca, więc trudno pisać, że Kubica drastycznie ją skrócił. Nie zmienia to faktu, że Villeneuve pewnie tego nie zapomniał. To tłumaczy jego wylew żółci w rozmowie z jednym z belgijskich portali. - Zupełnie tego nie rozumiem. Któremu kierowcy oferuje się powrót po sześciu latach przerwy? Żadnemu! Przecież pod koniec swojej kariery on przegrywał z Pietrowem. Wygrał jeden wyścig, tak jak Pastor Maldonado - mówił 46-latek.
Żółć wylała się u Villeneuve'a tak mocno, że przeszkodziła mu w sprawiedliwej ocenie. Kubica przegrywał z Witalijem Pietrowem? Chyba w 2011 roku, gdy Polaka już nie było w F1. Bo w 2010 roku tylko raz krakowianin okazał się gorszy od swojego kolegi z Renault, gdy... nie dojechał do mety z powodu awarii. Kubica wygrał tylko jeden wyścig, podobnie jak Pastor Maldonado? Jasne, oczywista oczywistość. A ile samochodów przy tym rozbił Wenezuelczyk, a ile Polak? Dlaczego Kubica zyskał miano zawodnika niezwykle regularnego, jadącego na limicie, ale nie popełniającego błędów, podczas gdy Maldonado można by opisać słowami "pan wypadek"?
Owszem. Villeneuve ma na swoim koncie tytuł mistrzowski w F1, wygrał też Indianapolis 500 i nikomu nic nie musi udowadniać. Trudno jednak jego ostatnich słów nie oceniać jako odegranie się na Kubicy. W psychice każdego wielkiego mistrza pozostaje blizna, gdy nagle pojawia się ktoś młody i jest od niego lepszy. Gdy potrafi przekazać zespołowi wskazówki odnośnie poprawek w samochodzie, gdy nie ma wielkiego doświadczenia, a osiąga czasy na twoim poziomie. - Pamiętam go jako trzeciego kierowcę teamu i mówiąc szczerze był nie do zniesienia. Każda wspólna godzina w padoku była wtedy męczarnią, to był dla mnie straszny miesiąc - twierdzi Villeneuve.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Roger Federer spełnił marzenie 10-letniego kibica
Jak słaby musiał być wtedy Villeneuve, skoro BMW i tak postanowiło go wylać w połowie sezonu i zatrudnić Kubicę, który był "nie do zniesienia"? Skoro przebywanie z Polakiem w padoku było "męczarnią", to czemu zespół się na nią skazał? Dlaczego dano szansę Kubicy również w kolejnych sezonach? To są pytania, na które Kanadyjczyk doskonale zna odpowiedź. Tyle, że nie pasuje do jego koncepcji. W niej Polak jest nijakim kierowcą, który wyrzucił go, wielkiego mistrza, z Formuły 1.
Jeszcze śmieszniej robi się, gdy wyciągniemy Kanadyjczykowi jego wypowiedź z 2008 roku. Wtedy Kubica nie był "kierowcą nie do zniesienia", był jego kandydatem numer jeden do tytułu mistrzowskiego. - On jest tym, który zasługuje na tytuł. Nie ma do dyspozycji tak dobrego samochodu jak Massa i Hamilton, ale ma sezon, w którym nie popełnia błędów. To ekscytujące, bo myśleliśmy, że o mistrzostwo będzie walczyć dwóch zawodników, a pojawił się trzeci kandydat - mówił Villeneuve pod koniec sezonu 2008.
Zestawiając słowa Villeneuve'a z 2008 z roku z tymi obecnymi, można go podejrzewać o rozdwojenie jaźni. Bo albo Kubica jest kierowcą, który nie popełnia błędów, albo jest gorszy od Pietrowa. Być może Kanadyjczyk nie pamięta co mówił przed laty, ale jedno jest pewne. Taka wypowiedź nie przystoi byłemu mistrzowi świata.