Po czterech miesiącach spędzonych na Starym Kontynencie w połowie września Formuła 1 zawita do Azji, a konkretniej Singpauru, który będzie gospodarzem 14. rundy mistrzostw świata. Eksperci przewidują, że możemy być tam świadkami jednego z ciekawszych wyścigów.
Wszystko z powodu tego, że w roli faworyta nie wystąpi tym razem fabryczny team Mercedesa. Niemcom w żaden sposób nie pomoże fakt, że wygrali dwa ostatnie wyścigi w Belgii i Włoszech. Uliczna pętla w Singapurze powinna być bowiem sprzymierzeńcem Ferrari i Red Bulla.
Szef Mercedesa, Toto Wolff przypomina rok 2015, zdominowany przez jego zespół poza zawodami w Singapurze, gdy na podium w Marina Bay nie było ani jednego kierowcy "Srebrnych strzał". Jego zdaniem ten sezon również nie będzie łatwiejszy.
- Singapur nie był dla nas najszczęśliwszym miejscem w przeszłości, dlatego mocno ucieszyła nas wygrana w poprzednim roku - przyznał Wolff. - Wciąż istnieją pewne charakterystyczne cechy dla poszczególnych torów, które odpowiadają twojemu bolidowi lub nie. Widać wyraźnie, że wolniejsze i kręty pętle pasują w tym roku Red Bullom i Ferrari. My jesteśmy zaś mocniejsi na torach, gdzie liczy się prędkość.
ZOBACZ WIDEO Boliwia niespodziewanie pokonała Chile. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Owszem nie jest tak, że nie można złamać tego wzoru. Wszystko zależy od zrozumienia samochodu. Im więcej zrobisz kilometrów, tym więcej się dowiesz. Niemniej spodziewamy, że w Singapur będzie dla nas cięższym weekendem niż na Monza, Spa czy Silverstone - dodał.
W trakcie zwycięskich dla siebie GP w Belgii i Włoszech Mercedes mocno skupiał się już na przygotowaniach do Singapuru. Wolff ostrzegł rywali, że dokonano znacznych postępów. - Na Spa poświęciliśmy wiele dla surowej szybkości. Brakowało nam niskich osiągów, stabilności na hamowaniu i trakcji. Przed Monzą staraliśmy się to poprawić i nie mieliśmy już problemów w wolnych sekcjach - stwierdził szef Mercedesa.