Lewis Hamilton wygrał w tym roku połowę z dotychczas rozegranych osiemnastu wyścigów Grand Prix. W tych statystykach skutecznie nawiązuje do ostatnich sezonów, które kończył z co najmniej dziesięcioma zwycięstwami na koncie. Jak na ironię jednak, tytuł wywalczył po najgorszym występie w tegorocznym sezonie.
W Meksyku Hamilton dojechał do mety dopiero na dziewiątej pozycji, zapisując w swoim dorobku skromne dwa punkty. To i tak wystarczyło, ponieważ jego główny przeciwnik, Sebastian Vettel, nie wykonał planu minimum i nie odrobił wymaganej liczby punktów, by przedłużyć swoje szanse na tytuł. - Szczerze, to był najgorszy ze sposobów na zdobycie tytułu - mówił krótko po wyścigu zwycięzca tegorocznej kampanii F1, który nie czuł się winny zamieszania po starcie do wyścigu, gdy zderzył się z Vettelem i spadł na koniec stawki.
- Mówiłem wam, że to nie będzie łatwy pierwszy zakręt. Nie wydaje mi się jednak, abym pojechał zbyt agresywnie. Mój samochód był tam w idealnej pozycji. Muszę zobaczyć powtórki, ale wydaje mi się, że zostawiłem odpowiednią przestrzeń dla drugiego samochodu - stwierdził.
Mistrz świata dziękował po wyścigu przede wszystkim całej stajni Mercedesa oraz pracownikom obu fabryk zespołu, bez których nie byłoby jego sukcesów w tym i poprzednich latach. - Wielkie dzięki dla ludzi w Brixworth and Brackley. Naprawdę jestem wam wdzięczny za tę ciężką pracę. Zdobycie tytułu wśród producentów było już dla nas ogromnym sukcesem, a za pomoc mi w tym niesamowitym osiągnięciu jestem niesamowicie wdzięczy - podsumował.
Lewis Hamilton po raz ostatni dojechał do linii mety na tak niskiej pozycji podczas GP Brazylii w 2013 roku, w finałowym wyścigu swojego pierwszego sezonu w barwach Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Kusznierewicz: Pioruny waliły jeden po drugim dookoła. To były chwile grozy