W 1976 roku na Nurburgringu doszło do fatalnego wypadku z udziałem Nikiego Laudy. W wyniku tego zdarzenia samochód Austriaka stanął w płomieniach. Doznał on rozległych oparzeń, a jego życie wisiało na włosku. Pomimo tego wydarzenia, ówczesny kierowca Ferrari bardzo szybko powrócił do rywalizacji, mając szansę na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Ostatecznie przegrał jednak tę batalię z Jamesem Huntem.
W ostatnim czasie przypadek Laudy jest porównywany do Roberta Kubicy. Polak w 2011 roku uczestniczył w poważnym wypadku na trasie rajdu samochodowego, w wyniku którego mocno ucierpiało jego prawe ramię. Krakowianinowi groziła nawet amputacja ręki.
Po siedmiu latach i przejściu szeregu operacji, 32-latek jest jednak blisko powrotu do Formuły 1. W tym tygodniu Polak testował samochód Williamsa na torze w Abu Zabi i w najbliższych tygodniach powinniśmy poznać decyzję Brytyjczyków, co do kontraktu dla Kubicy. - Z jednej strony rozumiem, z jakiego powodu porównuje się nasze przypadki, ale jednak to zupełnie inne historie. Niki przeżył coś innego, ale na pewno nasze przeżycia są wyjątkowe - twierdzi kierowca z Polski.
W przypadku Laudy przerwa między wypadkiem a powrotem do rywalizacji trwała tylko siedem tygodni. Austriak wrócił za kierownicę samochodu, bo miał niezwykłą motywację i chęć zdobycia mistrzostwa. Walka Kubicy trwała znacznie dłużej. Jego wypadek miał miejsce w lutym 2011 roku, a dopiero latem 2017 roku udało mu się po raz pierwszy od tego momentu prowadzić pojazd F1.
Austriak nie ukrywał, że miał pewne obawy, co do swojego powrotu i bał się kolejnego wypadku ze swoim udziałem. Kubica ma inne podejście do tego tematu. - Każdy żyje własnym życiem i zmaga się z jakimiś problemami. Trzeba sobie z nimi radzić. Formuła 1 to specjalny świat. Gdy zakładasz kask na głowę, to wszystkie twoje kłopoty znikają. Wtedy to tylko kwestia przeniesienia wszystkiego na tor - dodał Polak.
ZOBACZ WIDEO Sebastian Mila: Jestem zadowolony z tej grupy