Niesamowity początek kariery
O niesamowitym talencie Maxa Verstappena najlepiej świadczą okoliczności, w jakich Holendrowi przyszło zadebiutować w Formule 1. Już jako 17-latek odjechał pierwsze sesje treningowe w barwach Toro Rosso w roku 2014, by w kolejnym sezonie stać się jego etatowym kierowcą.
Nie brakowało przy tym kontrowersji. Verstappen nie mógł legalnie jeździć po ulicach i pić alkoholu, bo był niepełnoletni, a spełnił wymogi dotyczące jazdy w F1. To była kuriozalna sytuacja, przez którą ostatnio FIA zmieniła zasady przyznawania superlicencji. Dziś powtórzenie wyczynu Holendra nie jest możliwe.
Na złość wszystkim krytykom Verstappen pokazał jednak, że drzemią w nim spore możliwości. Wystarczył jeden pełen sezon oraz cztery wyścigi kolejnego, aby Red Bull Racing ściągnął go do siebie w miejsce Daniiła Kwiata. W debiucie w nowych barwach udało mu się stanąć na najwyższym stopniu podium. W zeszłym roku, choć ekipa z Milton Keynes dysponowała gorszym samochodem, wygrał dwa wyścigi. Jednym słowem, Verstappen ma wszystko, by rzucić rękawicę Lewisowi Hamiltonowi.
Verstappen nie jest Vettelem
Max wychowywał się w rodzinie, która ma silne związki z motorsportem. Jego ociec Jos startował w F1 w sezonach 1994-2004. Nie były to jednak czołowe zespoły. Mimo tego, Holendrowi udało się dwa razy stanąć na podium. Nie wygrał ani jednego wyścigu, więc syn już przebił jego osiągnięcia.
W domu Verstappenów nie brakuje gadżetów związanych z F1. W albumie można znaleźć m. in. zdjęcia Jimiego Clarka, który był mistrzem świata F1 w latach 1963 i 1965. - Znam nazwiska kierowców z historii, ale uważam, że samochody z tamtego okresu są mniej interesujące. Nigdy bym nie powiedział, że "chciałbym poprowadzić ten model". One były zbyt wolne, opony nie były slickami. To nie byłoby dla mnie wystarczające wyzwanie. Oczywiście, każdy samochód który prowadzisz na limicie jest w jakiś sposób wyzwaniem, ale ja nie czuję tego - powiedział Holender w rozmowie z telewizją "Ziggo Sport", która gościła w jego domu.
To odróżnia go chociażby od Sebastiana Vettela, który nie ukrywa swojego zamiłowania do starszych modeli samochodów. Obu kierowców łączą zresztą bardzo chłodne relacje. - Wiem, że są ludzie, którzy lubią oldtimery. Chociażby Vettel. On przepada za starymi autami i motocyklami. Ja jestem bardziej nowoczesny - dodał.
Nie boi się śmierci
Wczesne wejście do świata F1 oznacza też szybkie zetknięcie się z ryzykiem, a nawet śmiercią. Tak było w przypadku Verstappena. Gdy w sezonie 2014 brał udział w sesji treningowej na torze Suzuka w Japonii, to w trakcie weekendu doszło do fatalnego wypadku Julesa Bianchiego. Młody kierowca zmarł po kilku miesiącach od tego zdarzenia wskutek obrażeń głowy.
- Nie znałem go. Jules już startował w F1, oglądałem ten wypadek. Od razu było widać, że coś jest nie tak. Jeśli samochód uderza w dźwig, pojawia się ruch wokół kierowcy, a ten nawet nie kiwa głową, to nie jest dobrze. To była tragedia, ale takie jest ryzyko, jakie podejmujemy. Takie rzeczy się zdarzają - stwierdził Verstappen.
20-latek nie ukrywa, że bardzo wcześnie musiał obcować ze śmiercią. - Widziałem już wcześniej jak ktoś umiera. Na przykład w 2009 roku na zawodach kartingowych. Widzisz jak próbują reanimować kierowcę, nie wygląda to dobrze. Czujesz to, co potwierdza się parę godzin później w komunikacie medycznym. Bezpieczeństwo w naszym sporcie poszło w górę, więc na szczęście takie rzeczy nie zdarzają się często, ale jednak zdarzają. Czy mnie to przeraża? Nie. Gdybym się bał, nie mógłbym się ścigać. Myślę, że wielu kierowców o tym nie myśli - dodał.
Chce pisać własną legendę
Gdy w sezonie 2016 Verstappen pokazał się z dobrej strony w deszczowym wyścigu o Grand Prix Brazylii, wielu porównywało go do Ayrtona Senny. Dla większości byłby to powód do dumy, bo Brazylijczyk uważany jest za jednego z lepszych kierowców w historii F1. Jednak Holender przyjął to inaczej.
- Nie chcę być porównywany do kogokolwiek. Ważniejsze jest bycie sobą, podnoszenie swoich umiejętności. Oczywiście, takie porównania zawsze są miłe. To znaczy, że robisz coś dobrze. Nie zwracam jednak na to uwagi. W Formule 1 jednego dnia jesteś bohaterem, a następnego możesz być największym przegranym. Jeśli wszystko idzie dobrze, wszyscy cię chwalą. Jeśli masz problemy, to wszystko odwraca się do góry nami. Dlatego żyję teraźniejszą, wyścig w Brazylii miał miejsce ponad dwa lata temu - powiedział kierowca Red Bull Racing.
Helmut Marko niczym drugi ojciec
Gdyby nie wsparcie Red Bulla, kariera Verstappena nie wystrzeliłaby tak szybko. Szefowie austriackiego koncernu sporo zainwestowali w rozwój Holendra. Zaufali mu też, gdy bardzo szybko przenieśli go z satelickiego Toro Rosso do głównej ekipy. 20-latek odwdzięczył się im nowym kontraktem. Chociaż na horyzoncie były oferty z Ferrari i Mercedesa, on podpisał umowę z ekipą z Milton Keynes do 2020 roku.
- To Helmut Marko podjął decyzję, by w moim drugim sezonie, ledwie po czterech wyścigach, dać mi szansę w Red Bul Racing. Opinie wtedy były podzielone. Jednak już w debiucie odniosłem wygraną. Helmut jest dla mnie niczym drugi ojciec. Zawsze chce dla mnie jak najlepiej. W weekend często rozmawiamy o samochodzie, o tym jak go poprawić. Nie ucieka mu żaden szczegół, widzi wszystko. Jest też szczery. Jest zadowolony, jeśli odjadę dobry wyścig, ale gani mnie też za słabsze występy - zdradził Verstappen.
Relacje z ojcem
Kierowcy, którego ojciec również startował w F1, nie jest łatwo. Na szczęście, Jos Verstappen dość szybko pozwolił Maxowi stanąć o własnych nogach. - Nie nazwałbym tego w ten sposób, że nastąpiło odcięcie pępowiny, ale coś w tym jest. Po prostu muszę robić swoje. Ludzie oczekują ode mnie więcej. Dorastam, ale dobrze mieć też wsparcie ludzi, którzy są w stanie ci doradzić - stwierdził 20-letni kierowca.
Verstappen nie ukrywa jednak, że miewał burzliwe dyskusje z ojcem na temat swoich występów. - Zdarzały się różnice zdań, ale to część tego biznesu. Chodziło o jazdę, gdy uważał, że nie dałem z siebie stu procent. Ufam mu, ale jednak czasem miewam własną opinię na dany temat. Dlatego zdarzały się burzliwe dyskusje, ale po ich zakończeniu każdy z nas czuł się lepiej. To jest w naszej krwi i to nas zaprowadziło do miejsca, w którym obaj jesteśmy. Gdyby nie to, nadal startowałbym na gokartach - dodał.
Życie czasem przyznaje rację młodemu Holendrowi. Tak było w zeszłym sezonie w Malezji, gdzie w samochodach Red Bull Racing pojawiło się sporo nowych części. Daniel Ricciardo narzekał na nie i twierdził, że pojazd gorzej się prowadzi. Verstappen zaryzykował.
- Przez cały czas mieliśmy problemy, czy to w szybkich, czy w wolnych zakrętach. Po prostu nie mogliśmy wykorzystać potencjału tych poprawek, ale jechałem dalej, bo w nie wierzyłem. Przed kwalifikacjami ojciec zapytał mnie co robię. Powiedziałem, że zostaję przy nowych częściach, a on był temu przeciwny. I tak zrobiłem po swojemu, bo byłem przekonany, że wszystko będzie dobrze. W kwalifikacjach w końcu udało się wszystko ustawić i wykręciłem trzeci czas. Po wyjściu z samochodu się roześmiałem przed nim, a ojciec pogratulował mi słusznego wyboru - zdradził Verstappen.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica trzecim kierowcą Williamsa. "Pukał do drzwi F1, teraz do nich wali"
Wakacje z Michaelem Schumacherem
Niewielu kibiców ma świadomość, że Jos Verstappen to jeden z przyjaciół Michaela Schumachera. Holender i Niemiec często wspólnie spędzali wakacje, a tym samym mały Max miał okazję, by poznać "Schumiego" i jego rodzinę. - Nie pamiętam zbyt wiele z tego okresu. Spędziliśmy kilka wakacji razem, miałem cztery czy pięć lat. Byłem małym dzieckiem, grałem w piłkę z synem Michaela - Mickiem. Czerpałem z tego frajdę, nawet nie miałem świadomości, że razem z nami jest ktoś tak ważny jak Schumacher - opowiedział holenderski kierowca.
20-latek nie ukrywa jednak, że jest dotknięty dramatem Schumachera. Niemiec od kilku lat walczy o powrót do zdrowia po wypadku, do którego doszło we francuskich Alpach. - Staram się o tym nie myśleć za dużo. Temat czasem się pojawia przy okazji rozmów o Michaelu. To jest wystarczająco trudna sytuacja dla jego rodziny - dodał.
Verstappen zdradza też, że pod wieloma względami "Schumi" jest dla niego przykładem do naśladowania. - Robił wszystko, żeby wygrać. Nawet jeśli wymagało to wypchnięcia rywala z toru. Taka jest mentalność zwycięzcy - stwierdził.