6 lutego 2011 roku Robert Kubica przeżył osobisty dramat, po tym jak w trakcie Ronde di Andora uderzył w przydrożną barierkę i doznał skomplikowanych obrażeń ciała. Jego kariera w Formule 1 wyhamowała, a on sam musiał odnaleźć się w nowych okolicznościach. Z pomocą przyszło mu kolarstwo.
- Moje życie przed siedmioma laty zmieniło się w ciągu sekundy. Musiałem zmierzyć się z moimi ograniczeniami. Znaleźć równowagę i określić nowe cele. To była długa podróż. Aż w końcu zacząłem trenować ponownie, aby być gotowym na okoliczność pojawienia się oferty z Formuły 1. Gdy startowałem w rajdach, ważyłem 85 kilogramów. Musiałem jakoś wrócić do formy - opowiada Kubica w rozmowie z włoskim "Sport Week".
33-latek zdradził, że słabość do rowerów miał od dziecka. - Rodzice mówią mi, że najpierw zacząłem pedałować, a dopiero potem chodzić. Może dlatego, że zawsze byłem leniwy. Jeździłem na rowerze górskim, odbywałem treningi z jednym z zespołów w Krakowie. Jednak potem pojawiły się gokarty. Wybrałem karierę w motorsporcie. Rower pomógł mi na poziomie fizycznym, jak i mentalnym. Po wypadku, gdy odczuwałem dyskomfort i bóle w prawym ramieniu, to było jak lekarstwo. Już samo pedałowanie mnie uspokajało, pomagało w myśleniu. Teraz, jeśli nie mam okazji do jazdy przez dwa czy trzy dni, to brakuje mi tego. Nie wspominając o tym, że naprawdę lubię jeść, więc w ten sposób nie przybieram na masie - dodaje polski kierowca.
Jazda na rowerze to częsta forma treningu wśród kierowców F1. Przykładem może być Fernando Alonso, który od grudnia 2017 roku na jednośladzie pokonał dystans ok. 2 tys. kilometrów. - Zrobiłem więcej, jakieś 3 tys. km. Fernando jest silniejszy. Zawsze uwielbiał jazdę na rowerze. Sam nie jeżdżę po to, by osiągać jakieś konkretne cele. Jeśli jednak wjeżdżamy pod górę, to od razu staram się dogonić resztę i być z przodu. Z drugiej strony, niewielu jest w stanie dorównać mi tempa, gdy zjeżdżamy w dół. Od czerwca 2016 roku zrobiłem ok. 25 tys. km na rowerze, z czego 14 tys. w zeszłym roku - zdradza Kubica.
Krakowianin nie ukrywa, że jazda na rowerze i rajdy bardzo mu pomogły w najtrudniejszym okresie, kiedy to musiał uporać się psychicznie z konsekwencjami swojego wypadku. - Musiałem się nauczyć żyć na nowo. Każdego dnia jakoś sobie radzę z moimi ograniczeniami. Zarówno w domu, jak i podczas jazdy po ulicy czy na torze. Konieczne było zaakceptowanie tego. Ponieważ zdarzały się momenty, gdy moja głowa nie akceptowała mojego ramienia. Zasypiałem z myślą, że część mojego ciała nie funkcjonuje tak jak powinna. Niewiele osób potrafiło zrozumieć dlaczego po wypadku wróciłem do rajdów. Uważali mnie za głupca. Jednak one były dla mnie lekarstwem - wyjawia Polak.
W pewnym momencie wydawać się mogło, że Kubica już nigdy więcej nie wróci do F1. On sam jednak głęboko w to wierzył. - Nigdy nie zamknąłem rozdziału pod tytułem Formuła 1. Jednak był to odległy cel. W 2013 roku mogłem przetestować samochód F1, ale nie byłem na to gotowy. Rany były zbyt świeże. Zwykle jestem ostrożny. Unikam sytuacji, w których oczekiwania są zbyt duże, bo nie chcę się rozczarować. Tak samo było z powrotem do F1. Musiałem być pewien, że to zrobię i sobie poradzę. Aż w końcu pojechałem do Walencji w czerwcu ubiegłego roku na testy z Renault. Wtedy zdałem sobie sprawę, że naszym największym ograniczeniem jest głowa. Jeśli pozbędziemy się mentalnych przeszkód, to możemy robić rzeczy, których sobie nie wyobrażamy. Tak długo, jak tylko będziemy o to zabiegać - stwierdza kierowca z Polski.
Kluczowym momentem dla powrotu Kubicy do F1 były wydarzenia z czerwca ubiegłego roku. Wtedy Renault zorganizowało mu w Walencji testy, w trakcie których miał do dyspozycji model samochodu z 2012 roku. - To był jeden z najlepszych dni w moim życiu. Wszyscy na mnie czekali i chciałem udowodnić, że nadal jestem kierowcą. Fizycznie czułem się dobrze. Zrobiłem wiele testów w symulatorze, przetestowałem samochód GP3 bez wspomagania. Chciałem wiedzieć czy będę mieć wystarczająco miejsca, by wykonywać pewne ruchy. Jednak nadal zastanawiałem się, czy moja głowa po sześciu latach będzie wystarczająco szybka jak na standardy F1. Ustawiłem sobie cel, wiedząc jaki czas wykręcił Sirotkin dzień wcześniej. Kiedy zobaczyłem swój czas, byłem zdumiony. Wystarczyły trzy okrążenia, abym zrozumiał, że wszystko wygląda tak jak było, tak jakby moja przerwa trwała kilka miesięcy - opowiada Kubica.
Przygoda Polaka z francuskim zespołem zakończyła się jednak sporym rozczarowaniem. Renault dało mu szansę podczas oficjalnych testów F1, ale następnie zwróciło się w kierunku Carlosa Sainza. Kubica rozumie jednak argumenty, jakimi kierowała się ekipa z Enstone. - To było ryzyko. Jeśli mam być szczery, sam miałbym wątpliwości, czy wybrać doświadczonego kierowcę z przygodami, czy postawić na młodszego Sainza. Renault zabrakło przekonania co do mojej osoby. Już nigdy się nie dowiemy, jak potoczyłoby się to dalej. To mnie jednak nauczyło jednego. Wiem, że nie wystarczy, bym robił to co inni. Muszę potroić swoje wysiłki, aby przekonać do siebie ludzi - dodaje.
Gdy pojawił się temat powrotu Kubicy do F1, wielu ekspertów krytykowało ten pomysł. Ich zdaniem, Polak ze względu na stan kontuzjowanego ramienia nie powinien myśleć o ponownej rywalizacji w królowej motorsportu. - Podchodzę do takich polemik z dystansem. W ciągu siedmiu miesięcy byłem jednak poddawany kolejnym testom, kontrolom medycznym. A potem czytałem, że w pierwszym zakręcie w kogoś uderzę, albo że nie będę w stanie opuścić kokpitu samochodu w wyznaczonym czasie. Tymczasem, jak przyszło co do czego, to na testach na Węgrzech zrobiłem to najszybciej spośród wszystkich kierowców sprawdzanych w tym roku. Do tego pokonałem dystans 150 okrążeń. Wyjaśnijmy to raz na zawsze. Jestem w stanie wrócić do regularnej jazdy w F1 - zapowiada Kubica.
Ostatecznie z ofertą do Polaka zgłosili się szefowie Williamsa. Brytyjczycy również poddali go szeregowi testów i w pewnym momencie wiele wskazywało na to, że Kubica będzie etatowym kierowcą brytyjskiej ekipy z Grove. - Nie przeczę, że byłem przekonany, że będę startować w tym roku w Formule 1. Sytuacja się jednak zmieniła i nie będzie łatwo lecieć do Australii na pierwszy wyścig po to, by patrzeć na innych. Kilka lat temu nie zaakceptowałbym czegoś takiego, jednak dorosłem. Patrzę teraz na sprawy inaczej. Ten sezon może mnie przygotować do skorzystania ze wspaniałej okazji, jeśli tylko ona nadejdzie. Wcześniej nie miałem na to szansy - ocenia.
Kubica może też pojawić się w tym roku w WEC. W wyścigach długodystansowych w nadchodzącym sezonie będziemy oglądać Fernando Alonso. Polak jest w stanie wyobrazić sobie wspólne starty w jednej ekipie z Hiszpanem. - Dlaczego nie? W końcu w 2017 roku miałem jeździć w WEC razem z ByKolles, ale ich program startów nie funkcjonował najlepiej. 24h Le Mans to wspaniały wyścig, z piękną historią. W przeszłości mogłem już być partnerem Fernando w F1 - zauważa Kubica, choć wprost nie mówi, że chodziło o porozumienie z Ferrari dotyczące sezonu 2012.
Polak w nadchodzącym sezonie, jako kierowca testowy Williamsa, będzie bardzo blisko wydarzeń w świecie F1. Ma też swojego głównego kandydata do tytułu mistrzowskiego. - Mercedes i Hamilton to wciąż faworyci. Chociaż Ferrari w zeszłym roku miało najlepszy samochód w wielu wyścigach i mogło zdobyć tytuł. Lewis jest teraz w idealnym momencie swojej kariery. Być może to najlepszy kierowca w stawce. Jednak nikt tak jak Alonso nie potrafi wykorzystać potencjału samochodu, nawet jeśli jest on nieco gorszy - kończy krakowianin.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica trzecim kierowcą Williamsa. "Pukał do drzwi F1, teraz do nich wali"