Już przedsezonowe testy Formuły 1 pokazały, że Haas może w tym roku sprawić niespodziankę. Początek wyścigu o Grand Prix Australii to potwierdził, bo Kevin Magnussen i Romain Grosjean znajdowali się na czwartej i piątej pozycji. Przed zmianą opon Duńczyk i Francuz posiadali bezpieczną przewagę nad resztą stawki, ale wtedy rozegrał się dramat amerykańskiej ekipy.
Jako pierwszy w alei serwisowej pojawił się Magnussen. W przypadku Duńczyka jeden z mechaników nie dokręcił lewego tylnego koła. 25-latek bardzo szybko zorientował się, że coś jest nie tak i zjechał poza tor. Minęły dwa okrążenia i ten sam problem spotkał Grosjeana. W przypadku Francuza źle zamontowano przednie lewe koło. Za wypuszczenie kierowców z niedokręconymi kołami na Haasa nałożono karę 10 tys. euro.
- Trudno to zaakceptować. Wiemy jak wyglądała sytuacja, a skończyło się tak, że oba samochody nie osiągnęły mety. Zakończenie rywalizacji w ten sposób jest bolesne. Mam jednak nadzieję, że wkrótce znów będziemy na szczycie i będziemy walczyć o czołowe lokaty - powiedział Magnussen w rozmowie z telewizją "Sky".
Rozgoryczony sytuacją z wyścigu był też Grosjean. - Miałem świetne tempo. Jestem pewien, że mogłem się trzymać czołówki, gdybym wcześniej znalazł się przed Kevinem. Musimy to wszystko przeanalizować, zobaczyć co się wydarzyło. Wrócimy mocniejsi, jak zawsze. Teraz każdy jest zdołowany, ale trzeba przeanalizować czy zawiódł pistolet odpowiadający za dokręcanie kół, czy to problem mechaniczny - stwierdził Francuz.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Białkowski: Spełniłem największe marzenie