Charles Leclerc po zdominowaniu mistrzostw Formuły 2 w ubiegłym sezonie, znalazł zatrudnienie w F1 w ekipie Saubera. Kierowca pochodzący z Monako, w pierwszych dwóch rundach nie błyszczał jednak formą. Kilka razy popełnił poważniejsze błędy przez które obracał się na torze, a w dodatku notował słabsze wyniki od jednego z gorszych zawodników ostatniego sezonu i swojego zespołowego partnera - Marcusa Ericssona.
W ubiegłym tygodniu w Bahrajnie Leclerc minął linię mety na 12. miejscu, podczas gdy Ericsson po świetniej jeździe zajął 9. lokatę, mimo startu z odległego 17. pola, i zapewnił zespołowi ważne 2 punkty do klasyfikacji konstruktorów.
- Szczerze mówiąc, uważam, że to bardzo dobry kierowca - bronił swojego zespołowego kolegi Leclerc. - Ma nie najlepszą reputację, ale na taką nie zasługuje. Zarówno w Melbourne jak i Bahrajnie był bardzo szybki, miałem z nim ciężką przeprawę.
- Mogę się od niego wiele nauczyć. Mam nadzieję, że w kolejnych wyścigach będzie dalej jeździł na podobnym poziomie - dodał Leclerc.
Ericsson przyznał, że Leclerc jako mistrz Formuły 2 jest rzeczywiście godnym przeciwnikiem i jego nienajlepsze wejście do F1 może być mylące. Szwed sam jednak popracował nad sobą zimą, zrzucając prawie 8 kilogramów. Dzięki temu jest mu dziś łatwiej prowadzić wciąż nie najszybszy bolid Saubera.
- Charles to najsilniejszy zespołowy partner jakiego miałem. Jest ekstremalnie szybki, ale ja również czuję, że zrobiłem krok naprzód - stwierdził Ericsson. - W rywalizacji z nim widzę wielką szansę dla siebie na zaprezentowanie na co mnie stać i jak bardzo się rozwinąłem jako kierowca na przestrzeni lat - dodał 27-latek.
Podczas ostatniego weekendu w Bahrajnie Leclerc musiał nieustannie walczyć z przeciwnościami losu. Już po trzech okrążeniach zaliczył nieplanowany postój z powodu przebitej opony i zmienił swoją strategię na jeden pit stop. W trakcie zawodów okazało się jednak, że konieczny będzie drugi zjazd do alei serwisowej.
- Zespół widział, że naciskam na zmianę strategi, dlatego spróbowaliśmy. Niestety zapłaciliśmy za to wysoką cenę i na końcu to kolega z zespołu, który realizował wcześniej założony plan, dowiózł do mety punkty - tłumaczył Leclerc.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: Należy podziękować Williamsowi