Ferrari skreśliło Kimiego Raikkonena. "Takie sytuacje im nie pomogą"

Materiały prasowe / Ferrari / Kimi Raikkonen w garażu Ferrari
Materiały prasowe / Ferrari / Kimi Raikkonen w garażu Ferrari

Ferrari świetnie weszło w nowy sezon. Sporo mówi się o tym, że Sebastian Vettel i Kimi Raikkonen mają szansę na walkę o tytuł mistrzowski. Zdaniem Pata Symondsa, Włosi już postanowili, że będą wspierać Vettela.

Wielu ekspertów oczekiwało, że w tym roku w Formule 1 czeka nas ciąg dalszy dominacji Mercedesa. Tymczasem po trzech wyścigach nowego sezonu na czele stawki znajduje się Sebastian Vettel z Ferrari. Jego największy rywal w walce o tytuł, Lewis Hamilton, nie wygrał do tej pory ani jednego Grand Prix.

Nad wyraz dobrze w barwach ekipy z Maranello w tym roku spisuje się też Kimi Raikkonen, któremu w ostatnich Grand Prix brakowało nieco szczęścia. Fin w tym roku był w stanie m. in. pobić Vettela w kwalifikacjach, a jego styl jazdy wydaje się być idealnie dopasowany pod właściwości modelu SF71H.

Zdaniem Pata Symondsa, oficera technicznego F1, fiński kierowca i tak został skreślony przez własny zespół. Włosi w walce o tytuł wyżej stawiają akcje Vettela i to pod niego jest podporządkowana strategia Ferrari. Najdobitniej świadczą o tym wydarzenia z Grand Prix Chin, gdzie ekipa wydłużyła pobyt "Icemana" na torze. Fin miał w ten sposób spowolnić Valtteriego Bottasa i dać Vettelowi szansę na wyprzedzenie kierowcy Mercedesa.

- Myślę, że Ferrari musi zadecydować w jaki sposób radzić sobie z tą sytuacją. Myślę, że sposób w jaki potraktowano Raikkonena w Chinach był niefortunny. Pozostawili go na torze tak długo, aby spowolnił innych, ale to w ogóle nie zadziałało. Zanim rywale do niego dotarli, jego opony już były totalnie zniszczone. Wyprzedzili go z łatwizną, więc to nie była dobra strategia - powiedział Symonds.

ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #21. Jakub Błaszczykowski wrócił!

Były dyrektor techniczny Benettona i Renault uważa, że takie zagrywki mogą pozbawić Włochów szans na tytuł. - Nie sądzę, aby to był sposób na zdobycie tytułu wśród konstruktorów. Myślę, że w Ferrari uważają, że klasyfikacja indywidualna jest ważniejsza i podjęli taką decyzję - dodał.

Brytyjczyk jest jednak pod wrażeniem formy Ferrari w tym roku. - Przed sezonem mieliśmy nadzieję, że będą blisko Mercedesa. Każdy jednak czuł, że Mercedes ma coś w zanadrzu. Pierwsze wyścigi tego nie pokazały. Ferrari osiągnęło bardzo wysoki poziom wydajności. Mają świetne tempo kwalifikacyjne i wyścigowe. Wyglądają bardzo pewnie, najpewniej w ostatnich latach. Mają szansę na naprawdę udany sezon - stwierdził.

Zdaniem Symondsa, wraz z renesansem formy stajni z Maranello, nadszedł niespodziewany kryzys Mercedesa. Brytyjczyk uważa, że samochody niemieckiego producenta od laty miały problemy z optymalnym wykorzystaniem ogumienia. Sytuację ratował jednak niezwykle konkurencyjny silnik stworzony przez Mercedesa.

- Jeśli spojrzymy na najnowszą historię Mercedesa, to jedyną rzeczą w jakiej nigdy nie mieli doświadczenia, jest zarządzanie oponami. Było to widać we wcześniejszej erze w F1, gdy nie mieliśmy jeszcze silników hybrydowych. Potem zyskali przewagę dzięki jednostce napędowej. Gdy jej nie mieli, to nie mieli dobrych wyścigów. Problemy Mercedesa zostały dobrze zamaskowane w latach 2014-2016 właśnie za sprawą silnika. Mieli ogromną przewagę w mocy. Tymczasem roku temu zaczęli swój własny pojazd nazywać "diwą". Co to w ogóle oznacza? W mojej opinii to różnica w wydajności, jaką notuje się zależnie od danego weekendu - wytłumaczył oficer techniczny F1.

Brytyjczyk uważa, że konstrukcja pojazdu nie jest odpowiedzialna za obecne problemy Niemców. - Dzięki pakietowi aero czy też podwoziu możesz zyskać w sobotę jedną dziesiątą w porównaniu do soboty. Nic więcej. Kiedy zmiany są jednak drastyczne, kiedy nagle przestajesz być konkurencyjny, to w grę wchodzą opony. To znaczy, że nie używasz ich dobrze, nie potrafisz odpowiednio ich zagrzać - ocenił Symonds.

Symonds krytykuje też strategię, jaką w ostatnich wyścigach obierał zespół z Brackley. - Pod tym względem też mieli kłopoty. Kiedy masz szybki samochód i ciągle kontrolujesz sytuację w wyścigu, strategia przychodzi sama. Ostatnio było jednak inaczej i widzieliśmy coś, co nie będę nazywać błędem. Jednak powiedziałbym, że nie dokonali optymalnych wyborów. Wcześniej też mogło do tego dochodzić, ale nie miało to konsekwencji ze względu na przewagę jaką Mercedes miał nad resztą - zakończył były inżynier Benettona i Renault.

Źródło artykułu: