Red Bull Racing rozpoczął nie najlepiej tegoroczny sezon, po tym jak w Australii i Bahrajnie narzekał na wytrzymałość jednostki napędowej od Renault. Przełomowy okazał się wyścig w Chinach, choć i w trakcie weekendu zakończonego ostatecznie wygraną Daniela Ricciardo, problemy nie zniknęły.
Australijczyk przyznał, że obawiał się do samej mety czy nie dojdzie do kolejnej spektakularnej porażki jego zespołu z powodu silnika. - Do czasu, gdy zacząłem mijać rywali na torze milczałem przez radio. Później spytałem inżyniera ile pozostało okrążeń, gdy objąłem prowadzenie. Nie mogłem uwierzyć, że było ich aż 11 - powiedział Ricciardo.
- Co miałem robić z takim ogromnym dystansem? Początkowo cisnąłem, aby stworzyć dystans, ale później zacząłem go kontrolować i wtedy w głowie pojawiały się różne myśli - wspomina triumfator GP Chin.
- Jazda na limicie byłaby łatwiejsza, bo byłbym skupiony tylko na tym. Natomiast ja pamiętając o naszej awarii turbo w sobotę, za każdym razem po wyjeździe na długą prostą pozostałych okrążeń miałem nadzieję, że nie usłyszę tego odgłosu co dzień wcześniej - dodał.
Kierowca Red Bulla zdradził, że po wyścigu w Szanghaju nie miał zbyt wiele czasu na odpoczynek, gdyż udał się bezpośrednio do Anglii, by spędzić trochę czasu w symulatorze, a następnie poddał się drobnej operacji w Londynie. - W Bahrajnie zraniłem się w wargę i musiała wdać się infekcja, ponieważ dokuczała mi ona przez cały czas. Musiałem więc wrócić do Londynu i poddać się operacji. Do domu w Monako wróciłem w piątek i mogłem wreszcie rozprostować nogi - tłumaczył Ricciardo.
ZOBACZ WIDEO F1: testy Kubicy z Renault. "To był najpiękniejszy moment w moim życiu"