Robert Kubica wraca do wypadku z Kanady. "To był mały cud"

Getty Images / Na zdjęciu: Robert Kubica (z prawej)
Getty Images / Na zdjęciu: Robert Kubica (z prawej)

W 2007 roku Robert Kubica przeżył fatalny wypadek podczas wyścigu o Grand Prix Kanady. Polski kierowca uniknął wtedy poważnej kontuzji. - To był mały cud - wspomina po latach krakowianin.

W tym artykule dowiesz się o:

To był drugi sezon Roberta Kubicy w Formule 1. Podczas wyścigu o Grand Prix Kanady polski kierowca zanotował fatalny wypadek, który pokazał jak wiele zmieniło się pod względem bezpieczeństwa w królowej motorsportu w ostatnich latach. Uszkodzenia w samochodzie BMW Sauber były tak poważne, że kibice zgromadzeni na torze im. Gillesa Villeneuve'a chwytali się za głowę.

- Kiedy samochód uderzył w ścianę, wylądowałem w powietrzu. Widziałem niebo i górne rzędy trybun po drugiej stronie toru. W takiej chwili nie ma nawet czasu na myślenie. Po prostu zdajesz sobie sprawę w jak fatalnej sytuacji się znalazłeś - wspomina po latach Kubica.

Kierowca rezerwowy Williamsa o wydarzeniach z 2007 roku postanowił opowiedzieć na łamach magazynu "F1 Racing". Jeden z czytelników tego magazynu zapytał Kubicę, czy frunąc w powietrzu czuł się jak w środku rakiety. - Nie. Wszystko działo się tak szybko - dodaje Polak.

Krakowianin wyszedł z tego zdarzenia bez szwanku. Nie miał żadnych złamań, jednak lekarze asekuracyjnie kazali mu odpocząć przez jeden weekend wyścigowy i w kolejnym Grand Prix zastąpił go Sebastian Vettel. Dzięki temu młody Niemiec zadebiutował wówczas w F1.

ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"

- Tak naprawdę nie wiedziałem, w którym miejscu się zatrzymam i wyląduję. Z tego co pamiętam z tego wypadku, to doszło do wycieku oleju i pierwszą rzecz jaką poczułem, to zapach oleju. Gdy już opuściłem wrak maszyny, to zdałem sobie sprawę, że wszystko jest dobrze. Jedynie moja kostka mi dokuczała, więc powiedziałem lekarzom, że nie jest źle. Zrobili wielkie oczy i byli w szoku. To był jednak mały cud - stwierdza krakowianin.

O ile Kubica wyszedł bez szwanku podczas wypadku w Kanadzie, to mniej szczęścia miał kilka lat później. W lutym 2011 roku w Ronde di Andora wypadł z trasy i nabawił się poważnych obrażeń. Z tego powodu na kilka lat wypadł ze świata królowej motorsportu. Przez kilka lat Polak ani razu nie pojawił się w padoku podczas wyścigu.

- Zdecydowałem się na drastyczne odcięcie. To nie jest tak, że chciałem się ukryć. To była taka forma samoobrony. Nawet gdybym tylko rozmawiał z ludźmi, którzy biorą udział w weekendach wyścigowych, to dopadałby mnie kiepski nastrój. Dlatego wolałem pozostać z dala od F1 - informuje polski kierowca.

Kubica nie ukrywa, że poradzenie sobie ze skutkami wypadku nie było dla niego łatwe i oddziaływało na jego psychikę. - Na początku sporo ludzi odwiedzało mnie w szpitalu. Jednym z pierwszych był Fernando Alonso. W tamtym okresie mieliśmy naprawdę bliskie relacje. Jednak oczywiście każdy żyje swoim życiem i na pewnym etapie zadecydowałem, żeby nie wpuszczać zbyt wielu ludzi do mojego świata. Oglądałem wyścigi F1 i brakowało mi ścigania. To było bolesne uczucie. Dlatego bycie poza tym światem było dla mnie czymś koniecznym - kończy 33-latek.

Komentarze (2)
avatar
Kibic____
21.05.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czekałem tylko na datę pogrzebu, a w najlepszym razie występ na wózku inwalidzkim. Wyglądało to makabrycznie. W cuda jednak nie wierzę, zwyczajnie raz na milion można przeżyć nawet upadek z Czytaj całość
avatar
sebastian1980
20.05.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak Robert przywalił ten beton odrazu miałem przed oczami rok 1994 Senna Imola. Krzyknąłem tylko nieeeee. To chyba jednak musiał być cud