Rafał Lichowicz: Wygrana w 24H Le Mans nie musi być końcem Fernando Alonso w F1 (komentarz)

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Fernando Alonso
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Fernando Alonso

Sukcesu Fernando Alonso w najbardziej prestiżowym z wyścigów długodystansowych na świecie nie należy traktować jako oficjalnego pożegnania z Formułą 1. Triumf Hiszpana w Le Mans jeszcze bardziej podnosi bowiem jego wartość.

W tym artykule dowiesz się o:

Część sympatyków Fernando Alonso  w Formule 1 w miniony weekend mogła sprzeniewierzyć się przeciwko swojemu idolowi podczas jego debiutu w legendarnym 24-godzinnym wyścigu Le Mans. Dlaczego? Liczne grono ekspertów przewiduje bowiem, że sukces tych prestiżowych zawodach skłoni wreszcie 36-latka do odejścia z F1.

Alonso dzięki wygranej we Francji ma już na koncie 2 z 3 osiągnięć niezbędnych do sięgnięcia po mityczną "potrójną koronę motosportu", na którą składają się wygrane w Grand Prix Monako, 24H Le Mans i Indianapolis 500. Hiszpanowi brakuje tego ostatniego i wiele wskazuje na to, że wkrótce może poświęcić się startom za oceanem, by uzupełnić swój dorobek o kolejny znaczący sukces.

McLaren, którego barw w Formule 1 broni Alonso, w żaden sposób nie zbliża się do tego, by dać swojemu kierowcy szansę na walkę o trzecie mistrzostwo świata. Wątpię, by Hiszpan w duszy wciąż stawiał sukces w Le Mans czy Indianapolis przed następnym tytułem w Formule 1. Niemniej jednak jego szanse na kolejny triumf w królowej motosportu wyglądają dziś mizernie.

Brytyjski zespół nie ma perspektyw, by nagle dołączyć do ścisłej czołówki w F1, tak samo najlepsze stajnie nie widzą dziś miejsca w swoim składzie dla dwukrotnego mistrza z Hiszpanii. Nie byłbym jednak tak odważny, by postawić tezę, że niemal z całą pewnością w 2019 roku Alonso będzie kontynuował starty w WEC i rozpocznie karierę w IndyCar Series.

Formuła 1 nawet bez kolejnych sukcesów, podnosi bowiem prestiż Alonso jako kierowcy wyścigowego. Hiszpan pragnął triumfu w Le Mans i Indianapolis, aby być uznanym za najwszechstronniejszego kierowcę. Czy jednak starty w najwyższej klasie motosportu łączone z występami w zupełnie innej kategorii, w dodatku z takimi sukcesami, nie podwyższają statusu lidera McLarena?

Po siedmiu wyścigach sezonu 2018 Alonso jest liderem klasyfikacji kierowców poza czołową trójką zespołów (Mercedes, Ferrari, Red Bull). Udowadnia tym, że wciąż reprezentuje najwyższy poziom umiejętności. Nie wątpią w to szefowie McLarena, a pewnie również czołówka MŚ. Problem polega na tym, że nie można mieć dwóch osobników alfa w jednym stadzie.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Lewandowski nie myśli o transferze. "Przy wielkich zawodnikach zawsze pojawia się krytyka"

W Mercedesie i Ferrari, gdzie prym wiodą Lewis Hamilton i Sebastian Vettel, byłoby sporym ryzykiem oddanie drugiego samochodu tak szybkiemu kierowcy jak Alonso. Groziłoby to konfliktem wewnętrznym i poważnym zagrożeniem utraty ważnych punktów w walce o mistrzostwo wśród konstruktorów. Alonso nie przyjąłby przecież roli "drugiego" pilota, mając pod sobą jedną z najszybszych maszyn w stawce.

Legendę Alonso budują starty w F1 i fakt, że jednocześnie podjął się wyzwania w innej serii. W dawnych czasach było to czymś naturalnym wśród kierowców wyścigowych. W obecnej erze zawodnicy skupiają się raczej na jednej profesji, a przede wszystkim cała stawka F1. Gdyby Alonso wcześniej porzucił starty w Formule 1, ktoś mógłby umniejszać jego umiejętnościom po wygranych w innych kategoriach. Czy dziś po zwycięstwie w 24H Le Mans ktoś powie, że Hiszpan nie jest gotowy na walkę o trzecie mistrzostwo świata w F1?

Rafał Lichowicz

Komentarze (0)