Jarosław Wierczuk: Start kluczowy w walce o tytuł (komentarz)

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Tor Paul Ricard
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Tor Paul Ricard

Za nami pierwsze od lat GP Francji, a na Paul Ricard od bardzo wielu lat. Konkretnie od 1990 roku. Dla świata Formuły 1 była to zatem spora niewiadoma. Nie było bowiem masy danych, choćby ze strony zachowania się opon.

W tym artykule dowiesz się o:

Niemniej jednak Lewis Hamilton po słabej, jak na jego standardy Kanadzie był ponownie w swoim żywiole. To znowu ten Hamilton, który przyciąga rzesze fanów. Mistrz świata, który wykorzystuje każdą sytuację do maksimum. Wyraźnie widać to było w trakcie kwalifikacji. Mercedes wcale nie miał dużej przewagi. Cieńsza warstwa gumy, podobna do wersji stosowanej np. w Barcelonie daje pewien plus bolidom Ferrari. Hamilton jednak nawet z minimalną przewagą, ale jednak zgarnął kolejne pole position i od początku wyścigu budował konsekwentnie przewagę jadąc nie na 100 proc., ale z głową tak, aby cały czas kontrolować wyścig.

Start był jednak mocno dramatyczny i śmiem twierdzić, iż kluczowy dla głównej rozgrywki wyścigu. Ba, ten start może się okazać kluczowy dla walki o tytuł. Problem sprowadzał się w gruncie rzeczy do strategii. Konkretnie strategii Ferrari. Ekipa z Maranello doszła do dokładnie takich wniosków o jakich piszę powyżej, a więc, że strata do Mercedesa jest w gruncie rzeczy niewielka, że powinni podjąć próbę "przechytrzenia" strategicznego rywala oraz, że jedyną szansą uzyskania minimalnej, ale jednak przewagi jest odmienna decyzja co do doboru opon. Mercedes i Red Bull zdecydował się na dość konwencjonalne podejście, czyli start na mieszance supersoft, w nomenklaturze Pirelli oponie miękkiej, ale nie ekstremalnie zapewniającej jednocześnie znośną żywotność. Był to zatem kompromis pomiędzy przyczepnością na starcie, a przebiegiem do pierwszego pit stopu. I właśnie w fakcie, iż był to kompromis upatrywał swoją szansę zespół Ferrari, który postawił wszystko na jedną kartę. Tą kartą była oczywiście maksymalna przyczepność na starcie i w pierwszej fazie wyścigu, a więc zdecydowano się na mieszankę ultrasoft. Ferrari nie chciało iść z prądem, to w tej sytuacji oczywiste, ale zastosowana strategia była maksymalnie agresywna. Bowiem, aby miała szansę powodzenia Vettel musiałby skapitalizować tą przewagę przyczepności już na starcie. Inaczej bowiem nie byłby w stanie wykorzystać potencjalnie wyższego tempa jadąc po prostu za Mercedesami. No właśnie, za Mercedesami. Trzeba pamiętać, że Sebastian Vettel startował dopiero z trzeciej pozycji, a cała pierwsza linia należała do "Srebrnych Strzał". Założenie więc wyjścia na prowadzenie było co najmniej ambitne, ale takie musiało być. Inaczej obrana strategia traciła sens. I właśnie z takim nastawieniem Sebastian Vettel czekał, aż zgasną czerwone światła.

Początkowo wszystko przebiegało według planu, w zasadzie książkowo. Mercedesy wystartowały identycznie, a Vettel… trochę lepiej. Jednak przed sobą miał Hamiltona, a z boku Valtteriego Bottasa, który nie specjalnie się kwapił, aby dać zmniejszającemu dystans Sebastianowi tak potrzebną przestrzeń do przeprowadzenia skutecznego ataku. Efekt był oczywisty. Vettel został zmuszony do zdjęcia nogi z gazu. I w tej krótkiej chwili przewaga bardziej przyczepnych opon wyparowała. Kolejne sekundy były jeszcze gorsze. Vettel zaczął hamować minimalnie wcześniej niż jadący po zewnętrznej Bottas. Hamował jednak delikatniej, a Valtteri raptowniej. Ułamek sekundy zadecydował, że Sebastian był w stanie zaatakować Bottasa, lecz zrobił to w sposób ewidentnie zły. Efektem była kolizja i strata wielu pozycji zarówno dla Vettela jak i Bottasa. Podobnego zdania byli sędziowie nakładając na Niemca karę 5 sekund. Co było powodem takiego zachowania Vettela? Desperacja? Świadomość tego, że musi wykorzystać szansę? Według mnie jest coś na rzeczy, a w walce o mistrzostwo podejście wszystko albo nic wbrew pozorom rzadko okazuje się być skutecznym. Czasem trzeba też myśleć o minimalizowaniu strat, gromadzeniu niezbędnych punktów. Gdyby Ferrari zechciało zastosować podobną do konkurenta strategię Vettel mógłby przyjechać na drugiej pozycji i tabela punktowa wyglądałaby teraz trochę inaczej. W grze o główną wygraną nie ma miejsca na przypadkowe błędy i oddawanie lekką ręką bardzo realnych punktów. Punktów, które Ferrari i Vettelowi się należały. To właśnie między innymi dlatego Max Verstappen jak na razie nie walczy o mistrzostwo, choć w sensie czystej szybkości spokojnie byłoby go na to stać. Aktualnie różnica punktowa pomiędzy Hamiltonem, a Vettelem to 14 oczek. To sporo, szczególnie pamiętając, iż do niedawna to Sebastian stał na czele klasyfikacji.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Czas na rozliczenie Adama Nawałki. "Potrzebne są głębokie zmiany"

Komentarze (2)
avatar
PiotrF1Fan
25.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
prawda jest taka że vettelowi puszczają nerwy kiedy nie startuje z pierwszego miejsca, on potrafi bardzo dobrze jechać jako pierwszy i kontrolować wyścig, na szczęście te czasy się skończyły, j Czytaj całość