Do kontaktu między Pierre'm Gasly'm a Stoffelem Vandoornem doszło w trzecim zakręcie. Wskutek tego zdarzenia w samochodach obu kierowców doszło do usterek, co miało ich wpływ na dalszą postawę w wyścigu o Grand Prix Austrii. Francuz stracił część podłogi, uszkodzeniu uległo też zawieszenie. Mimo tych problemów, reprezentant Toro Rosso dojechał do mety na jedenastym miejscu.
- To był jeden z najtrudniejszych wyścigów w mojej karierze. Po kontakcie ze Stoffelem zawieszenie było wygięte, wyrwało mi też połowę podłogi z tyłu samochodu. W efekcie ślizgałem się niemal w każdym zakręcie i głównie walczyłem z samochodem - powiedział Gasly.
22-latek nie ukrywa, że w trakcie wyścigu kilkukrotnie był bliski wypadnięcia poza tor. - Miałem dużo szczęścia, że mogłem jechać dalej. Myślę, że jakieś 20 razy byłem bliski tego, by znaleźć się poza torem. Robiłem jednak wszystko, by do tego nie doszło. Dałem z siebie wszystko, ale ten wyścig bardziej przypominał rallycross niż Formułę 1 - dodał.
Gasly jest zdania, że to kierowca McLarena ponosi winę za kolizję w pierwszego okrążenia. - Miałem Lance'a Strolla tuż obok, a obok niego z kolei jechał Nico Hulkenberg. Do tego doszedł Stoffel. Tor był za wąski, by zmieścić nas wszystkich w tym miejscu. Wydaje mi się, że Vandoorne źle ocenił tę sytuację. Wiem, że nie zrobił tego celowo, ale tym manewrem poważnie wpłynął na dalszą część wyścigu - skomentował zawodnik stajni z Faenzy.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Urugwaj mocny jak nigdy wcześniej. Decyzje podjęte wiele lat temu procentują