Jarosław Wierczuk: Najbardziej spektakularny wyścig sezonu (komentarz)

Materiały prasowe / Mercedes / Lewis Hamilton podczas walki z Sebastianem Vettelem
Materiały prasowe / Mercedes / Lewis Hamilton podczas walki z Sebastianem Vettelem

Grand Prix Wielkiej Brytanii było niezwykle emocjonującym wyścigiem, chyba najlepszym obecnego sezonu. Lewis Hamilton po spadku na ostatnie miejsce, do ostatniego okrążenia liczył się w walce o zwycięstwo.

Co za wyścig. Silverstone przywitał ponad 300 000 kibiców piękną pogodą i ogromnymi emocjami. Zaryzykuję stwierdzenie, że był to jak dotąd najbardziej spektakularny i trzymający w napięciu wyścig sezonu. Do tego wyścig całkowicie nieprzewidywalny - od startu do ostatnich metrów. Sobota przebiegła bez żadnych sensacji. Lewis Hamilton, motywowany ogromnym dopingiem swoich licznych fanów, odnotował już 6-te pole position na Silverstone, chociaż Sebastian Vettel w Q3 dosłownie deptał mu po piętach.

Problemy zaczęły się od startu, a konkretnie wyraźnie słabego startu w wykonaniu aktualnego mistrza świata. Lewis bardzo szybko stracił prowadzenie, został wyprzedzony nie tylko przez Vettela, ale również przez Valtteriego Bottasa. Konsekwencje były jednak zdecydowanie gorsze. Kolejnym zawodnikiem chcącym skapitalizować słaby start Hamiltona był Kimi Raikkonen. Doszło do kontaktu, który oddelegował Hamiltona na koniec stawki. Zanosiło się zatem na powtórkę dramatu z Austrii.

Jednak dokładnie w takich sytuacjach ujawnia się siła charakteru. Hamilton nie załamał się lecz ze spokojem i pełną determinacją zaczął nadrabiać straty. I tu powoli szczęście zaczęło się do niego uśmiechać. Silverstone oferuje bowiem dość spore możliwości wyprzedzania, szczególnie w połączeniu z najmocniejszym w stawce silnikiem. Na 11-tym okrążeniu Lewis był już 6-ty, a bardzo efektywny styl jazdy umożliwił mu dość dużą elastyczność w ramach planowania pit stopów. Silverstone to tor bardzo mocno, wręcz ekstremalnie obciążający opony. Niektórzy pamiętają zapewne serię wybuchających opon sprzed kilku lat i falę krytyki pod adresem Pirelli.

Śmiem twierdzić, że ambitna strategia odejścia od tradycyjnych dla Silverstone dwóch zmian opon i decyzja o jednym postoju w boksach prawdopodobnie nie miałaby szans powodzenia z innym niż Lewis kierowcą. Bardzo dobitnie było to widać w końcówce wyścigu na przykładzie Bottasa, który na ostatnich kilometrach spadł z pozycji lidera na czwarte miejsce. Pogorszenie przyczepności nastąpiło bardzo gwałtownie i było bez problemu zauważalne z zewnątrz nawet dla mniej sprawnego oka. Trzeba jeszcze podkreślić, że Bottas nie musiał zmagać się z nieustanną walką z wolniejszymi bolidami i przedzierać z końca stawki, a to przecież jeszcze bardziej obciążało ogumienie bolidu Hamiltona. W tym kontekście trzeba przyznać, że tegoroczne Grand Prix Wielkiej Brytanii było prawdziwym majstersztykiem w wydaniu Hamiltona.

Było wyścigiem po jakim poznaje się faktycznych mistrzów. Nie tylko nie poddał się negatywnym emocjom po dramatycznym starcie, nie tylko nie zrezygnował z wyjątkowo skutecznej dalszej walki, ale robił to w sposób maksymalnie przemyślany, cały czas mając na względzie alternatywną strategię, która przecież nie była wyjściowym planem zespołu. Trzeba też przyznać, że dodatkowej dramaturgii dodawały dwie neutralizacje następujące jedna po drugiej, które trochę ułatwiły wyjątkowo trudne zadanie jakie stało przed Hamiltonem redukując przewagi kierowców jadących przed nim.

Wspomniane ostatnie okrążenia były zresztą swoistym sezonem 2018 w pigułce. Nieczęsto bowiem zdarza się okazja do obserwowania wszystkich czterech najszybszych samochodów w aktualnej stawce F1 w bezpośredniej walce, w sytuacji gdzie zmiana pozycji może de facto nastąpić w każdym momencie i to jeszcze na ostatnich kilometrach wyścigu oraz w ramach mocno odmiennej strategii z wyraźnymi różnicami jeśli chodzi o czasy okrążeń. Po prostu finisz, który przejdzie do historii jako ten, który idealnie podsumowuje tegoroczną walkę o tytuł.

Problem jednak trochę w tym, że ta walka w ramach Grand Prix Wielkiej Brytanii nie zakończyła się po przejechaniu linii mety. Zarówno bowiem zespół Mercedesa, jak i Lewis Hamilton sugerowali ewentualne zamierzone, niesportowe działania ze strony ekipy Ferrari. Mają ku temu swoje powody. To nie jest bowiem pierwszy raz w ostatnim czasie, kiedy kierowca Ferrari tuż po starcie niszczy wyścig rywalowi z Mercedesa. W niedawnym Grand Prix Francji miała miejsce w zasadzie identyczna sytuacja, wtedy akurat za sprawą Sebastiana Vettela. Założenie jednak, że jest to jakaś stała, przemyślana strategia Ferrari, jest w moim przekonaniu nadużyciem. Vettel na Paul Ricard zniszczył bowiem również swój wyścig. Mam wrażenie, że taka retoryka jest podyktowana wyjątkowo zaciętą rywalizacją pomiędzy Mercedesem a Ferrari.

Ten pierwszy zespół ma świadomość, iż każdy występ z niewykorzystanym potencjałem rewelacyjnego bolidu ogranicza szanse powodzenia w skali całego sezonu. Anthony Hamilton, ojciec Lewisa, mawiał często, jeszcze w okresie startów jego syna w kartingu - "Prowadź dyskusje i udowadniaj swoją wartość na torze, a nie poza nim". Mam nadzieję, że Lewis pamięta jeszcze to motto, na które tak chętnie się powoływał.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Nawałka poszedł o krok za daleko. "Chciał działać jak Czerczesow przed Euro 2016"

Komentarze (0)