Zgodnie z zapowiedziami, Liberty Media i FIA miały przedstawić zespołom założenia odnośnie nowych silników do końca czerwca, aby miały one wystarczająco dużo czasu na opracowanie nowych koncepcji. Jednostki napędowe od 2021 roku miały stać się głośniejsze i tańsze w produkcji. W ten sposób właściciele F1 liczyli, że zachęcą do rywalizacji w królowej motorsportu nowych producentów.
Z wcześniejszych negocjacji wynikało, że ekipy godzą się na to, by od sezonu 2021 silniki były pozbawione MGU-H. Wspomniana technologia generuje bowiem ogromne koszty. Tymczasem po zaprezentowaniu pod koniec czerwca planu zmian, Mercedes, Ferrari i Renault zmieniły zdanie.
Najwięksi producenci jednostek napędowych w F1 zmianę stanowiska tłumaczą tym, że żaden nowy podmiot nie jest zainteresowany wejściem do królowej motorsportu. W negocjacjach brali bowiem udział przedstawiciele Aston Martina, Porsche i Volkswagena. Jednak żadna z firm nie potwierdziła, że nowe przepisy dotyczące silników podobają się jej tyle, by weszła ona do F1 w roku 2021. Zdaniem Mercedesa, Ferrari i Renault, opracowywanie silnika bez MGU-H w tej sytuacji pozbawione jest sensu.
Producenci są gotowi pójść na kompromis w innych kwestiach, jak chociażby głośność jednostek napędowych, zużycie paliwa czy też standaryzacja niektórych części.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"
- Wciąż jest sporo tematów do przedyskutowania. Zobaczyliśmy prezentację, po której stało się jasne, że czeka nas przeprojektowanie całego silnika. Wszyscy czterej producenci obecni w F1 przedstawili swoje zdanie. Z naszej strony, jesteśmy gotowi na zwiększenie hałasu, możemy dyskutować o zużyciu paliwa. Samo przeprojektowanie silnika, skoro inni nie są zainteresowani F1, nie ma sensu - ocenił Toto Wolff, szef Mercedesa.
Podejście Austriaka byłoby inne, gdyby wejściem do F1 zainteresowani byli nowi producenci. - Wtedy zobowiązalibyśmy się do tego, by przejść przez ten proces, obniżyć koszty i podjęlibyśmy się drogich inwestycji jakie związane są z przeprojektowaniem silników. Tymczasem nikt nie wyraża zainteresowania dołączeniem do F1, więc to czysto akademicka dyskusja - dodał.
Co ciekawe, podobne stanowisko w sprawie silników zajął Red Bull Racing. Wcześniej zespół z Milton Keynes był w stanie poprzeć nowe rozwiązania. Sytuacja zmieniła się o tyle, że Brytyjczycy brali pod uwagę rozpoczęcie współpracy z Aston Martinem lub Porsche od roku 2021. Niedawno postawili jednak na Hondę i to Japończycy mają spore szanse na pozostanie partnerem technicznym ekipy po sezonie 2020.
- Myślę, że Liberty Media i FIA muszą zrobić to, co uważają za niezbędne dla tego sportu. Wygląda na to, że nikt inny nie dołączy do F1. W tej sytuacji to właściciele muszą zadecydować czego chcą - stwierdził Christian Horner, szef Red Bulla.
Z kolei przedstawiciele Renault uważają, że brak zmian w przepisach może doprowadzić do sytuacji, w której rywalizacja w F1 będzie jeszcze bardziej zacięta. - Myślę, że powinniśmy dążyć do stabilności. To powinien być punkt odniesienia, bo F1 jest drogim i konkurencyjnym środowiskiem. To nie tylko dotyczy silników, ale też rozwoju aerodynamicznego i innych kwestii. Myślę, że nie doceniamy korzyści jakie wynikają z faktu, że coś nie ulega zmianie. Nie chodzi tylko o koszty producentów czy też zespołów, ale również o jakość tworzonego przez nas widowiska. Bo wszyscy chcemy zaciętych wyścigów i mnóstwa wyprzedzeń - podsumował Cyril Abiteboul, szef Renault.
Wygląda na to że F1 była prawdziwą F1, tylko chwilowo i przez przypadek. Czyli w czasach GP Brown i w czasach RBR. W cześniej i potem, wszystko było sprzedan Czytaj całość
Team Porsche, Ford, powrót Toyoty...