Na ostatnich okrążeniach Valtteri Bottas stracił szansę na zajęcie miejsca na podium Grand Prix Węgier. Ogumienie w samochodzie Fina było mocno zniszczone, ale zaciekle bronił się on przed atakami Sebastiana Vettela. Doprowadziło to do kolizji obu kierowców i Niemiec może mówić o sporym szczęściu, bo niewiele brakowało, a wskutek tej sytuacji doszłoby u niego do przebicia opony.
Sędziowie nie ukarali jednak Bottasa za to zdarzenie. - Moim zdaniem, zazwyczaj w takich sytuacjach mówimy o incydencie wyścigowym, bo żaden z kierowców nie ponosił w stu procentach winy za to zdarzenie. Tak ocenili to stewardzi. Gdyby Sebastian zostawił nieco więcej miejsca Valtteriemu, to ten zahamowałby wcześniej - ocenił Charlie Whiting, dyrektor wyścigowy F1.
Brytyjczyk podkreślił, że decyzja sędziów byłaby identyczna gdyby w samochodzie Ferrari doszło do przebicia opony. - Stewardzi przyglądają się incydentowi, a nie jego konsekwencjom. Oczywiście, gdyby Sebastian złapał "kapcia" wskutek tego zdarzenia, to byłoby jeszcze więcej krzyków w tej sprawie. Myślę jednak, że decyzja byłaby identyczna - dodał Whiting.
Bottas został za to ukarany za incydent z Danielem Ricciardo. Fin wypchnął kierowcę Red Bull Racing z toru, nie patrząc na to jak poważne ma uszkodzenia w swoim pojeździe po wcześniejszym kontakcie z Vettelem. Do wyniku Bottasa dopisano 10 s, ale nie zmieniło to jego pozycji, gdyż jeszcze przed metą oddał on miejsce Ricciardo.
- Myślę, że stewardzi tak to ocenili, że Bottas miał świadomość usterek w swoim samochodzie, a i tak próbował się ścigać z kimś, kto miał w pełni sprawny pojazd. To zrobiło różnicę w tej sytuacji - podsumował Whiting.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 86. Miłka Raulin: Korona Ziemi jest koszmarnie droga, koszty przekroczyły 0,5 mln zł [1/4]