Kulisy powrotu Brendona Hartleya do świata Formuły 1 były dość nietypowe. Pod koniec minionego sezonu Toro Rosso postanowiło dać szansę 28-latkowi, bo nie miało innych opcji po zwolnieniu z kontraktu Daniiła Kwiata. Nowozelandczyk pokazywał się z dobrej strony w wyścigach długodystansowych i sądzono, że zebrane przez niego doświadczenie zaprocentuje w F1.
Jednak jego tegoroczne występy pozostawiają sporo do życzenia. Toro Rosso ma na swoim koncie 28 punktów, z czego aż 26 to zasługa Pierre'a Gasly'ego. Dlatego od dłuższego czasu spekuluje się o tym, że satelicka ekipa Red Bulla szuka następcy Hartleya. W tym kontekście wymienia się m. in. nazwisko Lando Norrisa, ale transfer 18-latka miał zostać zablokowany przez McLarena.
- Czuję, że jestem w dobrym miejscu, również pod względem mentalnym. Spekulacje i różne plotki na mój temat docierają do mnie, to oczywiste. Jednak jestem w stanie się z nimi uporać i to czyni mnie silniejszym. Sporo się dzięki temu nauczyłem. Wiele rzeczy widzę teraz wyraźniej - twierdzi kierowca z Nowej Zelandii.
Hartley nie ukrywa jednak, że sam chciałby mieć na swoim koncie więcej punktów. - Jestem rozczarowany tym, że nie mam ich zbyt wiele. Myślę, że przez cały weekend prezentuję dobrą formę, ale takie są wyścigi. Czasem mają pozytywy, czasem negatywy. Myślę, że w ostatnich tygodniach byłem naprawdę mocny, ale w niektórych sytuacjach szczęście nie było po mojej stronie - dodaje reprezentant Toro Rosso.
Nowozelandczyk jest przekonany, że po przerwie wakacyjnej udowodni, że zasługuje na miejsce w F1 i tym samym spekulacje na temat jego przyszłości dobiegną końca. - Na początku sezonu miałem kilka trudnych momentów. Popełniłem parę prostych błędów. Ostatnio wracam jednak do szczytowej formy. Szkoda tylko, że moje zdobycze punktowe tego nie pokazują - podsumowuje Hartley.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 86. Miłka Raulin: Elbrus poważnie pogroził mi palcem. Wiedziałam, że to może być moja zguba [4/4]