Jeszcze przed przerwą wakacyjną wydawać się mogło, że Kimi Raikkonen zachowa miejsce w Ferrari na kolejny sezon. Nagła śmierć Sergio Marchionne i pojawienie się nowych władz w stajni z Maranello doprowadziły do tego, że kontrakt Fina miał zostać przedłużony. Jednak podczas weekendu wyścigowego na Monzy sytuacja uległa zmianie.
Louis Camilleri, dyrektor generalny Ferrari, postanowił bowiem uszanować wolę zmarłego Marchionne i miał dać zielone światło na pozyskanie Charlesa Leclerca. To może oznaczać koniec kariery Raikkonena w F1. Fin ma już 38 lat i trudno sobie wyobrazić sytuację, w której będzie chciał się ścigać mniej konkurencyjnym samochodem.
- Czy brakowałoby mi Kimiego? Myślę, że zawsze jest trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Jednak nie mam wątpliwości, że będzie go brakować w F1. Nie jest tajemnicą, że zanim dotarłem do F1, to grałem na PlayStation i zawsze sięgałem po McLarena i ścigałem się jako Kimi. Wyobrażałem sobie, że to ja - powiedział Lewis Hamilton.
Hamilton trafił do McLarena w roku 2007, gdzie zajął miejsce właśnie Raikkonena, który odszedł do Ferrari. - Pamiętam pierwszy samochód McLarena, jaki dostałem. Był oparty o ustawienia Kimiego i jego zawieszenie. Pamiętam jakby to było wczoraj. To było niesamowite doświadczenie. Nasz styl jazdy był podobny. Jeździło mi się swobodnie na jego ustawieniach - dodał Brytyjczyk.
Aktualny mistrz świata nie wyklucza jednak scenariusza, w którym Raikkonen nadal będzie się ścigać. - Ma niesamowitą karierę. To był zaszczyt rywalizować z nim przez tyle sezonów. Przez ten okres zawsze był zimny jak lód, jednak nadal ma przed sobą wiele lat. On praktycznie się nie starzeje. Nie wiem jak ludzie z Finlandii to robią, ale może to kwestia sauny i lodu - zażartował Hamilton.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa