Szef Mercedesa broni team orders. "Nie chcę wyjść na idiotę"

Mercedes zastosował team orders w Grand Prix Rosji. Toto Wolff zdradził, że pozwoliłby Valtteriemu Bottasowi dowieźć zwycięstwo do mety, gdyby nie zagrożenie ze strony Sebastiana Vettela.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Valtteri Bottas (po lewej) i Toto Wolff Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Valtteri Bottas (po lewej) i Toto Wolff
W wyścigu o Grand Prix Rosji Sebastian Vettel za wszelką cenę chciał pokonać Lewisa Hamiltona, by tym samym zmniejszyć stratę do Brytyjczyka w klasyfikacji generalnej mistrzostw. Zaraz po starcie Niemiec atakował swojego głównego rywala, ale ten zachował drugą pozycję.

Ferrari przechytrzyło za to Mercedesa podczas wizyty w alei serwisowej, bo wcześniejszy zjazd na pit-stop w wykonaniu Vettela sprawił, że awansował on przed Hamiltona. Reakcja aktualnego mistrza świata była jednak natychmiastowa i po chwili z powrotem znajdował się na drugim miejscu.

Niemcy woleli jednak dmuchać na zimne i w połowie dystansu zastosowali team orders. W efekcie Valtteri Bottas oddał prowadzenie na rzecz Lewisa Hamiltona, który pognał do mety po kolejne zwycięstwo w tym sezonie. - Powiedzieliśmy im, że mogą się ścigać, tylko mają uważać. Musieli mieć na uwadze sytuację w mistrzostwach. To, że walczymy o tytuł nie tylko wśród kierowców, ale też konstruktorów - wytłumaczył strategię Mercedesa Toto Wolff.

Austriak podkreślił, że Bottas został poinstruowany jak wygląda strategia na wyścig. - Powiedzieliśmy mu, że jeśli pojedziemy po dublet, to zostawimy sytuację bez zmiany. Chyba, że poczujemy się zagrożeni ze strony Vettela. Wcześniej Lewis za późno zjechał na pit-stop i biorę winę za to na siebie. Włączyłem się w rozmowę z naszym strategiem zamiast wezwać Lewisa do alei serwisowej - dodał Wolff.

Wyścig w Soczi nie był pierwszym w tym roku, kiedy to Mercedes wykorzystał Bottasa w roli pomocnika Hamiltona. Podobna sytuacja miała miejsce na Węgrzech, kiedy to maksymalnie opóźniono pit-stop Fina, by blokował jadących z tyłu rywali.

- Musimy mieć na uwadze sytuację w mistrzostwach. Jeśli zakończyłyby się one w ten sposób, że zabrakłoby nam pięciu punktów do tytułu, to nazwalibyście mnie największym idiotą na świecie. Bo okazałoby się, że postawiłem wyżej wynik Valtteriego w jednym wyścigu, niż dorobek zespołu w całym sezonie. Czasem ktoś musi być złym gościem i tym razem jestem nim ja. Nie chcę bowiem wyjść na idiotę w Abu Zabi. Wolę być dziś wytykany palcami, niż wyśmiewany na koniec roku - podsumował Wolff.

ZOBACZ WIDEO Artur Szalpuk żartuje po zdobyciu złota: Nie wiem, co dalej z moją reprezentacyjną karierą...
Czy popierasz stosowanie team orders w F1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×