Toto Wolff porównał F1 do katastrofy smoleńskiej. "Jestem starszy rangą, ale nie wydaję rozkazów"
Podczas Grand Prix Rosji Mercedes zastosował team orders, co wywołało szereg komentarzy na temat sposobu zarządzania zespołem F1. Toto Wolff wydarzenia z wyścigu w Soczi porównał do katastrofy smoleńskiej.
Ostatecznie wydarzenia w Soczi potoczyły się po myśli Niemców, bo Hamilton szybko uporał się z Vettelem, a późniejsze zastosowanie team orders sprawiło, że 33-latek odniósł zwycięstwo w wyścigu. Wolffowi tamta sytuacja przypomniała jednak, że nie powinien włączać się w dyskusje na temat strategii i jako przykład podał katastrofę smoleńską.
- W Polsce była słynna i straszna tragedia, kiedy to rozbił się samolot z prezydentem na pokładzie. Jeśli się nie mylę, to była ich trzecie podejście do lądowania. Kiedy upubliczniono nagranie z kokpitu, okazało się, że za sterami było dwóch doświadczonych pilotów. Oni przerwali dwa pierwsze podejścia do lądowania z powodu zbyt gęstej mgły. Gdy podjęli się trzeciej próby, do kokpitu wszedł szef lotnictwa i krzyknął "lądujemy". Jego rozkaz przeważył nad opinią pilotów, bo był wyższy rangą. Wypełnili jego rozkaz, ostatecznie rozbijając się przy lądowaniu i zabijając ludzi - powiedział Austriak w rozmowie z "Motorsportem".
Szef Mercedesa porównał wydarzenia ze Smoleńska do rywalizacji w F1. - Kiedy nasz "samolot" leci w kwalifikacjach czy wyścigu, to James wszystko kontroluje. Jedyne co mogę w tej sytuacji, to wyrazić swoją opinię. Jednak to on decyduje. Jestem starszy rangą, ale nie wydaję rozkazów. To James jest strategiem i to jego rola. Ja nie zamierzam się wtrącać w jego pracę - dodał Wolff.
Wolff ma polskie korzenie. Jego matka pochodzi spod Częstochowy, dzięki czemu Austriak potrafi zamienić kilka słów w naszym języku.
ZOBACZ WIDEO Polska - Portugalia. Robert Lewandowski: Po jednym meczu nie wszystko będzie wyglądało tak jak trzeba