Na początku sezonu wydawać się mogło, że kariera Romaina Grosjeana w Formule 1 zmierza ku końcowi. Francuz popełniał proste błędy, jak chociażby w Baku, gdzie jadąc za samochodem bezpieczeństwa przy niewielkiej prędkości uderzył w bandy. Z kolei w Barcelonie na pierwszym okrążeniu doprowadził do karambolu, w którym ucierpieli inni kierowcy. Do tego w Grand Prix Wielkiej Brytanii zderzył się z partnerem z zespołu, Kevinem Magnussenem.
Słaba postawa Grosjeana sprawiła, że Haas w pierwszej fazie rywalizacji nie liczył się w walce o czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów. 32-latek przełamał się po dłuższym okresie i zaczął punktować, co przełożyło się na przedłużenie kontraktu z amerykańską ekipą.
- Nie chcę, aby to źle zabrzmiało, ale nigdy nie martwiłem się o swoją przyszłość w F1. Był taki moment, chyba po wyścigu na Silverstone, że ta kiepska passa nie może trwać wiecznie. Wiedziałem, że w końcu znajdę rozwiązanie i uda mi się odbić od dna. Wtedy moje pozostanie w F1 będzie pewne. Grand Prix Niemiec pokazało, że jestem na dobrej drodze. Zespół to zobaczył i już wtedy wiedzieliśmy, że przeszliśmy przez ten gorszy okres - powiedział Grosjean.
Francuski kierowca ma w swojej karierze gorsze epizody. Już w 2012 roku, gdy jeszcze reprezentował barwy Renault, powodował wiele wypadków. Doszło nawet wtedy do sytuacji, w której sędziowie karnie zabronili mu jechać w jednym wyścigu, aby przemyślał swoje zachowanie. Na niewiele się to zdało, bo kilkanaście tygodni później w Grand Prix Japonii Grosjean uderzył w Marka Webbera.
- Dlatego też próbowaliśmy z Magnussenem zrozumieć przyczyny naszego wypadku, dlaczego podjąłem błędną decyzję i źle wybrałem punkt hamowania. W tamtym momencie nawet nie myślałem o tym, że popełniam błąd. To było podobne do startu Grand Prix Japonii i wypadku z Webberem. Myślisz, że wszystko jest w porządku, a po chwili okazuje się, że nie jest - dodał Grosjean.
ZOBACZ WIDEO Szalony Rajd Polski. Losy tytułu rozstrzygnęły się na mecie ostatniego odcinka