Już na początku roku Kimi Raikkonen prezentował wysoką formę i był w stanie konkurować na równi z Sebastianem Vettelem, co dla wielu było zaskoczeniem. Później doświadczony Fin nieco spuścił z tonu, ale miał też nieco pecha, bo kilkukrotnie to błędy mechaników Ferrari miały wpływ na jego wyniki.
Ostatecznie latem stało się jasne, że po sezonie mistrz świata z roku 2007 pożegna się z zespołem z Maranello, a jego miejsce zajmie Charles Leclerc. Raikkonen w ubiegły weekend w Austin pokazał jednak, że nadal ma sporo do zaoferowania F1, bowiem wygrał wyścig po ponad pięciu latach przerwy.
- Ogólnie rzecz biorąc, od początku roku wszystko przebiegało zgodnie z planem. Znaleźliśmy właściwe ustawienia samochodu. Do tego mogłem liczyć na sprawdzoną grupę ludzi wokół. Szkoda, że z zespołu odszedł inżynier Dave Greenwood, ale jeszcze na początku roku był z nami. Potem mieliśmy kilka niefortunnych wyścigów, których nie ukończyliśmy, ale to się zdarza - stwierdził Fin.
Dla 39-latka ostatnia wygrana w Austin jest potwierdzeniem tego, że mimo długiego stażu w F1, nadal potrafi czerpać radość ze startów. - Od początku roku byliśmy w czołówce, walczyliśmy, to od razu wiąże się z większą frajdą z jazdy - dodał.
Raikkonen nie ukrywa przy tym, że niepowodzenia z Bahrajnu, gdzie w alei serwisowej potrącił mechanika czy też Hiszpanii, gdzie miał problemy z silnikiem, zadecydowały o jego sezonie. - W przeszłości można było zakładać, że każdemu przytrafi się jakaś awaria i wiele innych rzeczy. Teraz tego nie ma w F1. Nie możesz myśleć, że skoro popełniłeś błąd czy zawiódł cię silnik, to za chwilę zdarzy się to komuś innemu. Nie ma w tym żadnej magii. Jestem w F1 od 20 lat i nie sądzę, aby coś się zmieniło. Nadal te same rzeczy sprawiają, że samochód jest szybki. Nie trzeba szukać nowych rozwiązań - podsumował.
ZOBACZ WIDEO: Serie A: Genoa zatrzymała Juventus, sensacja w Turynie [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]