W ubiegły weekend w Meksyku Fernando Alonso sam padł ofiarą nowej polityki szefów Formuły 1. Okrążenie Hiszpana w trakcie pierwszej części kwalifikacji zostało anulowane, bo przekroczył limit toru. Kierowca McLarena zrobił to, aby uniknąć wypadku i nie zyskał w ten sposób żadnej przewagi. Nie ma jednak żadnych pretensji do sędziów.
Alonso porównuje tę sytuację do wydarzeń z wyścigu długodystansowego WEC na Fuji, gdy jego załoga straciła pole position wskutek najechania na białą linię oznaczającą koniec toru.
- Wolę, gdy mamy zerową tolerancję na błędy. Na Fuji przekroczyliśmy białą linię o centymetr, a anulowano nasz czas okrążenia. Wtedy też nie zyskaliśmy na tym, gdyby nie korekta toru jazdy, to skończylibyśmy na poboczu. Jednak zasady są jasne. Jeśli przekroczysz linię, twój czas nie jest brany pod uwagę. Tak samo jest w innych seriach i to działa. Jestem zadowolony z tego jak to funkcjonuje - ocenił były mistrz świata.
Mimo błędu w Q1, Alonso zdołał ostatecznie przebrnąć do kolejnej fazy czasówki. Grand Prix Meksyku nie ułożyło się jednak po jego myśli, bo zaraz po starcie jego samochód został uszkodzony po najechaniu na elementy, które odpadły z pojazdu Estebana Ocona. - Mieliśmy pecha. Taka sytuacja zdarza się raz na milion, ale się zdarza - podsumował Alonso.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa