Dylemat Roberta Kubicy. Decyzja wcale nie jest łatwa

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica i Siergiej Sirotkin
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica i Siergiej Sirotkin

Robert Kubica jasno dał do zrozumienia, że ma ofertę regularnych startów w Williamsie i pracę w symulatorze Ferrari. Kibice dziwią się Polakowi, bo przecież o powrocie do ścigania w F1 marzył od miesięcy. Jego decyzja jest bardziej skomplikowana.

Piątkowy wieczór przyniósł spore zamieszanie, jeśli chodzi o najbliższą przyszłość Roberta Kubicy. Polak w rozmowie z "Motorsportem" przyznał, że ma do wyboru jazdę w Williamsie w sezonie 2019 albo pracę w symulatorze Ferrari. Wprawdzie wokół tekstu Adama Coopera pojawiło się sporo zamieszania, ale z kontekstu można wyczytać, że piłeczka jest po stronie 33-latka.

Kibice zaczęli się zastanawiać skąd u Kubicy dylemat, skoro o powrocie do regularnych startów w F1 marzy od co najmniej kilkunastu miesięcy. Taką szansę w roku 2019 daje mu jedynie Williams. Praca w symulatorze Ferrari może raz na zawsze przekreślić marzenia krakowianina, by ponownie pojawić się na linii startu w F1.

Decyzja nie należy jednak do najłatwiejszych i obarczona jest pewnym ryzykiem. Kubica ma tego świadomość, dlatego też ciągle nie wykluczył propozycji Ferrari i pracy w Maranello.

Niekonkurencyjny Williams

Kubica musi mieć z tyłu głowy, że w przyszłym roku Williams nadal będzie dysponować kiepskim samochodem. Formuła 1 jest sportem, w którym sytuacja potrafi się zmienić bardzo szybko. To powtarzają szefowie brytyjskiej ekipy od kilku miesięcy, którzy liczą na odwrócenie negatywnego trendu. Tyle, że równie optymistycznie wypowiadali się oni o modelu FW41, który w tym sezonie miał podbić tory królowej motorsportu.

McLaren jest najlepszym przykładem na to, że wpadnięcie w poważny kryzys niesie za sobą ryzyko zadomowienia się na tyłach F1 przez dłuższy okres. Brytyjczycy dołowali przez trzy ostatnie lata, zwalając winę na niezbyt konkurencyjne silniki Hondy. Gdy zaczęli współpracować z Renault, sytuacja wcale się nie poprawiła. Dlatego ekipa z Woking to obok Williamsa największy przegrany tego sezonu.

Tymczasem Kubica doskonale wie, czym grozić będą starty w Williamsie, jeśli zespół nie wyjdzie z dołka. Dla Polaka będzie to strzał w stopę. Bardzo szybko pojawią się opinię ekspertów, że widać u niego długi rozbrat z F1, być może ktoś powróci do argumentów związanych z kontuzjowaną ręką. Ostatnie czego chce i potrzebuje Kubica, to aby kwestionowano sens jego powrotu do F1.

Roczna przygoda?

Nie ma się co oszukiwać. Williams bierze pod uwagę podpisanie kontraktu z Kubicą z powodów finansowych. Polak najpewniej przyniesie z sobą określoną gotówkę. Jeśli potwierdzą się informacje Matteo Nugnesa z włoskiego "Motorsportu", to właśnie pakiet sponsorski umieścił go na czele listy. Siergiej Sirotkin nie ma już takiego wsparcia wśród rosyjskich oligarchów, a za Estebanem Oconem nigdy nie stał żaden możny darczyńca.

Kubica to wie. Polak może przejechać jeden sezon w Williamsie i jeśli nie utrzyma wsparcia sponsorów, to Brytyjczycy mogą mu ładnie podziękować za współpracę. Tym bardziej, że drugim kierowcą w ekipie został George Russell. To wokół niego ma być budowany team w najbliższych latach, jak zresztą zapowiadała niedawno Claire Williams. 20-latek określany jest mianem wielkiego talentu i wróży mu się świetlaną przyszłość w F1.

Dlatego nagle po sezonie 2019 mogłoby się okazać, że Kubica stracił miejsce w F1, choć niekoniecznie na to zasłużył. Coś na ten temat może powiedzieć Rubens Barrichello, który w takich okolicznościach zakończył karierę. Brazylijczyk długo był przekonany, że Williams zaproponuje mu nowy kontrakt, by przed sezonem 2012 dowiedzieć się, że zastąpi go pay-driver.

Wizja Ferrari kusi

Biorąc pod uwagę powyższe, oferta Ferrari musi być dla Kubicy równie atrakcyjna. Skoro Polak tak dokładnie ją analizuje, to musi zawierać szereg opcji. Być może pod kątem sezonu 2020, bo Kubica nie wykluczył w rozmowie z "Motorsportem", że jest propozycja długoterminowa.

Włosi mają kilka atutów względem Williamsa. Są producentem i oferują swoje silniki mniejszym zespołom. Być może praca w symulatorze w Maranello byłaby w przyszłości wynagrodzona miejscem za kierownicą w Haasie czy Sauberze? Szczególnie, że w amerykańskiej ekipie nie przekonuje Romain Grosjean.

Ferrari jest nieodłącznym elementem F1 i działa na wyobraźnię każdego kierowcy. Szczególnie takiego jak Kubica, który od wielu lat mieszka we Włoszech i przez tamtejszych kibiców traktowany jest niemal jak rodak. No i co najważniejsze, w Maranello chcą umiejętności Kubicy, a nie jego pieniędzy. To kluczowe dla kogoś, kto całą swoją karierę miał pod górkę. Przecież już w czasach kartingu Kubica musiał stawiać czoła tym, których kariery fundowali bogaci tatusiowie.

Furtka do powrotu

Praca w symulatorze Ferrari nie zamknie przed Kubicą drzwi do powrotu do F1. Może jedynie opóźnić cały proces. Przed rokiem, gdy Daniił Kwiat wylatywał z Toro Rosso, niewielu sądziło, że w sezonie 2019 rosyjskiego kierowcę z powrotem zobaczymy w składzie ekipy z Faenzy.

Zimą Kwiat został testerem w symulatorze Ferrari i wydawać się mogło, że to bilet w jedną stronę, że 24-latek już nigdy nie dostanie ponownej szansy w F1. Tyle, że po padoku zaczęły roznosić się wieści o tym, jak wspaniałą pracę wykonuje w Maranello podczas weekendów wyścigowych, że dzięki pracy z Włochami dojrzał.

Z Kubicą mogłoby być podobnie, bo to, co cechuje Polaka, to bez wątpienia ambicja i determinacja. Nawet w tym roku, gdy został kierowcą rezerwowym Williamsa, poświęcił się tej pracy w pełni. Nawet jeśli brak startów w F1 był dla niego rozczarowaniem, to nigdy na torze czy w padoku nie dał po sobie tego poznać.

Polak ma dwie drogi powrotu do F1. Pierwsza krótsza, ale trzeba za nią zapłacić. Druga jest bardziej kręta i może nie zakończyć się sukcesem. Najważniejsze w tym wszystkim, że takie możliwości w ogóle są.

ZOBACZ WIDEO: Marcin Dzieński i Anna Brożek. Ile zarabiają najlepsi wspinacze na świecie?

Źródło artykułu: