Wiadomość jaka gruchnęła w mediach w piątek wzbudziła ogromne kontrowersje. Portal "Autosport" opublikował bowiem tekst, w którym potwierdzono, że Williams oficjalnie zaproponował Robertowi Kubicy miejsce w składzie na sezon 2019. Zespół został jednak postawiony w złym świetle, bo to Polak zdaniem "Autosportu" ma decydować o swoim losie, mając również w kieszeni ofertę od Ferrari na funkcję kierowcy rozwojowego.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję Williamsa, który natychmiast skontaktował się z autorem artykułu i zażądał zmiany swoim zdaniem "źle sformułowanej treści" publikacji. W ten sposób pewna oferta dla Kubicy, jak przedstawił to pierwotnie "Autosport", została określona jako świetna pozycja wyjściowa Polaka na liście życzeń Williamsa na sezon 2019.
Dlaczego jednak Williams bronił się przed tak sformułowanym tytułem artykułu? Czy przyznanie się do faktu, że Kubica rzeczywiście otrzymał ofertę kontraktu i wszystko zależy wyłącznie od niego, byłoby ujmą? A może zespół rzeczywiście nie ma gotowej umowy dla Polaka? W odpowiedzi na publikację brytyjskiego serwisu Williams nie stwierdził jednak stanowczo, iż "Kubica nie otrzymał oferty kontraktu".
[url=/admin/news/Mamy oficjalne stanowisko Williamsa.]Mamy oficjalne stanowisko Williamsa. "Obawiam się, że to tylko plotka"
[/url]Dla Williamsa po marnym sezonie 2018 sytuacja przed kolejną kampanią robi się naprawdę nieciekawa. Niewiele wskazuje na to, że samochód na następny rok będzie w lepszej kondycji. Owszem, zatrudniono utalentowanego George'a Russella, który jeszcze przed debiutem w F1 rokuje lepiej niż tegoroczny duet z Grove: Lance Stroll i Siergiej Sirotkin. Brytyjczyk nie miał jednak styczności z obecną maszyną Williamsa, czyli konstrukcją ze wszech miar nieudaną.
Kubica ma na ten temat większą wiedzę. Wspólnie z zespołem szukał źródła problemów, by później pracować nad jego rozwiązaniem. Jego praca była chwalona, a w padoku mówiono o tym na tyle głośno, że wieści docierały nawet do tych największych, zazwyczaj nieszczególnie zainteresowanych losem zespołów z końca stawki. Można się domyślać, że w ten sposób pojawiła się propozycja od Ferrari.
We włoskim zespole Robert pełniłby funkcję kierowcy odpowiedzialnego za rozwój bolidu fabrycznego teamu. W Ferrari jest to od lat stanowisko niezwykle istotne i szanowane przez szefostwo z Maranello. Oczywiście, gdyby Kubica przystał na ofertę Ferrari, powrót do Formuły 1 stałby się odległym lub już nieosiągalnym marzeniem dla 33-latka. Otworzyłaby się za to szansa na starty poza F1 w barwach legendarnej marki, ale być może nic poza tym. Czy warto? Podobno w Ferrari zawsze warto.
Williams nagle z dnia na dzień stanął pod ścianą. Zwlekanie z wyborem drugiego kierowcy okazało się zgubne, bo nagle faworyt do tej posady ma piłkę po swojej stronie. Jeśli Kubica odmówi, to Williams zostanie zmuszony sprowadzić nowego kierowcę, nieznającego realiów pogrążonego w kryzysie zespołu lub postawić ponownie na marnego Sirotkina. Każda opcja daje jednak marne szanse na wyjście z kryzysu. Nadziei nie przynosi też debiutant Russell, który raczej z tyłu głowy będzie miał jak najszybszy awans do lepszego zespołu (czyt. Mercedesa, który ma do niego prawa), niż pomoc słabiutkiemu Williamsowi.
Robert Kubica może się okazać zbawieniem dla stajni z Grove. Trzeba tylko uczciwie przyznać się do kolejnych błędów. Williamsowi nie przychodzi to jednak łatwo. Długo upierano się, że tegoroczny samochód wcale nie jest taki zły. Tak samo broniono kierowców, którzy później sami wbijali szpilki zespołowi. Równo rok temu w Williamsie postanowiono dać szansę Kubicy podczas testów. Polak znał krótko samochody nowej generacji. W efekcie czego Williams nie dał mu miejsca w składzie i wybrał miliony od sponsorów Sirotkina. Krakowianina zatrzymano jednak w roli kierowcy rozwojowego. Wystarczyło dać mu bolid. Resztę zrobił sam. Wcześniej jego los był w rękach Williamsa, teraz on może zależeć od niego.
Rafał Lichowicz
ZOBACZ WIDEO: Para polskich wspinaczy zdominowała MŚ. "Niesamowite! Do tej pory przechodzi mnie dreszcz"