W środowisku Formuły 1 trwa dyskusja na temat tego, z ilu wyścigów powinien składać się sezon królowej motorsportu. Ostatnie zapowiedzi szefów Liberty Media wskazują na to, że rywalizacja może być rozciągnięta aż na 25 Grand Prix. Niektórzy, jak chociażby Lewis Hamilton, krytykują ten pomysł.
Spokojnie do spekulacji podchodzi Chase Carey. Szef F1 zapewnił, że nikt nie chce wydłużać sezonu na siłę. - Zakładamy, że niektóre z obecnych wyścigów trzeba będzie zastąpić. Mam na myśli takie Grand Prix, które odziedziczyliśmy po poprzedniku, gdzie podpisane umowy nie są dla nas korzystne. W ich miejsce pojawią się wyścigi, które będą zapewniać nam lepsze widowiska albo większe dochody - stwierdził Carey.
Carey podkreślił, że F1 będzie w najbliższych latach podążać we właściwym kierunku. - Ekspansja kalendarza będzie skromna. Jesteśmy jednak podekscytowani nowymi możliwościami, lokalizacjami w innych częściach świata. Każdy wyścig musi być świetnym przeżyciem dla kibiców, będąc równocześnie atrakcyjną ofertą biznesową - dodał Brytyjczyk.
Carey ma świadomość tego, że nie tylko kierowcy są przeciwni wydłużeniu kalendarza do 25 wyścigów. Ten pomysł nie podoba się też zespołom, które musiałyby znacząco poszerzyć swój personel, aby poradzić sobie z przygotowaniem do tylu Grand Prix w ciągu roku, zapewniając przy tym ustawową liczbę dni wolnych niezbędnym pracownikom.
Wśród wyścigów, których przyszłość stoi pod znakiem zapytania, wymienia się brytyjskie Silverstone. Tamtejsi działacze wypowiedzieli bowiem umowę na organizację Grand Prix Wielkiej Brytanii i przestanie ona obowiązywać po sezonie 2019. Niepewny jest też los Grand Prix Niemiec oraz Grand Prix Azerbejdżanu.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Obrona gra ciągle w nowym ustawieniu. To wpływa na całą drużynę