Kamil Kołsut: Robert Kubica znowu w F1. Oto najbardziej spektakularny powrót w dziejach sportu (komentarz)

Powrót Roberta Kubicy to najbardziej spektakularny comeback w dziejach sportu. Polski kierowca cudem uniknął śmierci w wypadku, później skazywano go na kalectwo. Przeszedł 18 operacji i teraz wraca do elity. On potrzebuje F1, a F1 potrzebuje jego.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Robert Kubica Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Przypadek 33-latka to najbardziej niesamowita historia Formuły 1 od czasu wypadku Nikiego Laudy. Austriak w 1976 roku przeżył tragedię na Nurburgringu. Jego bolid wpadł wówczas w poślizg, huknął o bandę i stanął w płomieniach. Kierowca przeżył w piekle kilkadziesiąt sekund, później zapadł w śpiączkę, a ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia. Nie minęło sześć tygodni i wrócił. Mistrzostwo świata rzutem na taśmę wyrwał mu James Hunt.

Wyrwane zwycięstwo

Ze śmiercią w szachy zagrał też Kubica. Oglądam zdjęcie jego rajdowej skody, którą wbił się w stalową barierę na górskiej drodze, i nie mogę się nadziwić. Robi piorunujące wrażenie. Polak mógł zginąć, skończyło się na serii złamań i zmasakrowanej ręce. Mark Webber w swojej biografii z 2016 roku dramat naszego kierowcy opisał krótko: "Po takich wypadkach się nie wraca". Nie miał pojęcia, co stanie się dwa lata później.
fot. AP / Gianni Charamonti fot. AP / Gianni Charamonti
Kubica przeszedł 18 operacji, przepracował setki godzin rehabilitacji. Już rok temu szczęście puściło do niego oko, powrót był o krok. Miał wsiąść do bolidu Williamsa, ale na ostatniej prostej wyprzedziła go furmanka z rublami. Fuchę sprzed nosa sprzątnął naszemu kierowcy Siergiej Sirotkin. I może nawet oddał mu przysługę, bo zespół z Grove wsadził Rosjanina na drezynę. Polak pracował na testach i w symulatorze, sponsorzy dosypali też do kufra trochę grosza. Teraz sen się spełnił.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: brutalny nokaut w USA. Rywal padł jak kłoda

Brzmi jak bajka, ale przecież to życie w pigułce. Ciężka praca, szczęście, sukces, pech, dramat, nadzieja, rozczarowanie, wielki powrót. Cała paleta barw, skala emocji, wszystkie smaki codzienności.

Spektakularny comeback

Pamiętajmy, gdzie wraca Kubica. F1 to globalne przedsiębiorstwo: rozpięte między kontynentami, angażujące miliony kibiców, warte miliardy dolarów. Wejście do tego świata wymaga olbrzymiego talentu, fury szczęścia i - często - worka szmalu. Nasz kierowca kilkanaście lat temu dostał się tam jako Polak, czyli człowiek z kraju bez tradycji motosportu, jakby z gorszego świata. Cud. A powrót to jeden z najbardziej spektakularnych comebacków w dziejach sportu.

Kubica potrzebuje F1, F1 potrzebuje jego. Królowa sportów motorowych kiedyś była rajem dla szaleńców. Frank Williams budował pierwsze bolidy w starej hali po fabryce dywanów, a jego kierowcy gnali w łupinach na spotkanie z losem. Dziś ściganie się najszybszymi bolidami świata jest skrajnie bezpieczne, nad ich projektowaniem przy pomocy kosmicznego sprzętu pochylają się twardogłowi, a za kółkiem siadają atleci-roboty.

- Tworzymy słaby show - oznajmił niedawno odchodzący na emeryturę Fernando Alonso. Ma rację, bo choć bolid to dziś w praktyce odwrócony myśliwiec (przy prędkości 180 km/h generuje taki docisk aerodynamiczny, że w praktyce mógłby jechać do góry nogami), to F1 opanowała nuda: często podczas wyścigu, częściej poza nim. Ostatnio do rangi wydarzenia wyrosły przepychanki Maxa Verstappena z Estebanem Oconem. A więc jednak za tym PR-em kryje się gdzieś pasja, zza kurtyny arkusza kalkulacyjnego może na chwilę wyjrzeć show!

Wszyscy wygrywają

Królowa potrzebuje zmian i dobrej fabuły. Doskonale rozumieją to właściciele Liberty Media, którzy dwa lata temu kupili prawa F1 i dziś projektują regulaminową rewolucję. Grzebią przy oponach, zwiększają obręcze kół, wycofują koce grzewcze. Chcą więcej wyprzedzania, większego wpływu kierowcy na wyścig, większych emocji. I lepszego story. Podobno naciskali nawet na władze Williamsa, by przy wyborze kierowcy postawili właśnie na Kubicę.

Wygrali, a Claire Williams uratowała twarz. Jej zespół przegrał przecież w tym sezonie wszystko. Nie dość, że w Grove powstał prawdopodobnie najgorszy bolid w dziejach ekipy, to na domiar złego za jego kierownicą siedzieli przeciętni pay-driverzy. Teraz już nikt nie będzie o tym pamiętał, przekaz medialny zdominuje nazwisko Kubicy. Sprawa jest jasna: na jego powrocie wygrali wszyscy.

Aż prosi się znowu podeprzeć Webberem, który na Twitterze napisał wprost: - Polak wraca do domu. Ale z niego wojownik i uparty ch...! Kocham to.

Autor na Twitterze:

Czy cieszysz się z powrotu Roberta Kubicy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×