Cuda w karierze Roberta Kubicy. To nie miało prawa się udać

Pierwszy i drugi Polak w Formule 1 równocześnie. W kraju, gdzie brakuje środków na uprawianie motorsportu, to nie mogło się udać. A jednak. Robert Kubica doświadczył kilku cudów w swojej karierze.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Robert Kubica w rozmowie z inżynierem Williamsa Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica w rozmowie z inżynierem Williamsa
Robert Kubica pojawił się w Formule 1 w roku 2006. To był pierwszy cud. Bo Polska nigdy wcześniej nie miała swojego reprezentanta w królowej motorsportu. Ba, nie mamy porządnej infrastruktury i zaplecza finansowego, by szkolić młode talenty. Najlepszym dowodem na to jest sytuacja Toru Poznań, który ledwo funkcjonuje i kibice co chwilę martwią się czy nie zostanie zamknięty.

Drugi cud Kubicy wydarzył się w Kanadzie w roku 2007, gdy Polak uderzył w betonowe ściany z prędkością ok. 260 km/h. Siła uderzenia wynosiła aż 75G. Krakowianin wyszedł z tego karambolu niemal bez szwanku, bo z ledwie skręconą kostką.

Trzeci cud wydarzył się po roku. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym Kubica mógł wcześniej zginąć. Na torze im. Gillesa Villeneuve'a odniósł swoje pierwsze i jedyne zwycięstwo w F1. Miało słodko-gorzki smak, bo choć został wtedy liderem mistrzostw świata, to wiedział o zaprzestaniu rozwijania samochodu przez BMW Sauber. Decyzja niemieckiego zespołu zabrała mu być może jedyną szansę na walkę o tytuł.

Czwarty cud wydarzył się teraz, bo Kubica wraca do F1 po ośmioletniej przerwie spowodowanej fatalną kontuzją odniesioną w Ronde di Andora. I tak naprawdę to chyba był jedyny moment w życiu polskiego kierowcy, gdy zabrakło mu szczęścia. Wystarczyłoby, że trafiłby samochodem w barierkę kilka centymetrów dalej i wyszedłby z niego cało. Pesymiści powiedzą, że równie dobrze mógłby zginąć...

ZOBACZ WIDEO Adam Kszczot w nowej roli. Został wydawcą WP SportoweFakty

Pierwszy cud. Ciężka praca popłaca

Aby zrozumieć realia w jakich szlifowano talent Kubicy, trzeba zrozumieć, że w latach 90. sytuacja w Polsce wyglądała nieco inaczej. Obecnie dzieci mogą zetknąć się z F1 oglądając wyścigi w telewizji. W przypadku Kubicy to było nierealne. Krakowianin mógł liczyć jedynie na powtórki Brytyjskich Wyścigów Samochodów Turystycznych (BTCC). I to mocno przestarzałe. Bo w roku 1996 pokazywano wyścigi sprzed trzech lat.

Zaprocentowała jednak odważna decyzja rodziny, by wysłać Kubicę na treningi we Włoszech. Tam dorastał, pnąc się po kolejnych szczeblach kartingowej kariery. - Wtedy nawet nie myślałem o F1. Moi rodzice może mieli taką nadzieję, ale ja nigdy nie byłem kimś, kto myśli o przyszłości. Nie patrzyłem na to, co może się wydarzyć za dwa, trzy lata - mówił Kubica w rozmowie z "Motorsport Magazine".

Kubica był dla rodaków impulsem. Na pewnym etapie Polacy zakochali się w F1. Transmisje w otwartym kanale potrafiło śledzić kilka milionów ludzi, on sam został wybrany sportowcem roku w plebiscycie "Przeglądu Sportowego". To przypadek podobny do Fernando Alonso, który sprawił, że dla wielu Hiszpanów królowa motorsportu stała się sportem numer jeden.

- Hiszpania to inny przypadek, bo jednak miała swoich kierowców w F1. W Polsce nie było nic. Teraz pojawiło się mnóstwo fanów. Oni nie tylko włączają w niedzielę telewizor, by zobaczyć wyścig, ale wielu z nich siedzi naprawdę głęboko w temacie - dodawał Kubica w tej samej rozmowie, którą nagrano pod koniec 2010 roku, na kilka miesięcy przed jego feralnym wypadkiem.

Drugi cud. Wypadek, z którego Kubica się śmieje

Kariera Kubicy w F1 mogła się zakończyć już w roku 2007. W Grand Prix Kanady trafił on w samochód Jarno Trullego. BMW prowadzone przez Polaka wystrzeliło w powietrze i uderzyło w betonową ścianę. Kilka razy koziołkowało. Z maszyny zostały tylko strzępy. - Oglądałem potem powtórki tego wypadku. Jednak już to widziałem wcześniej, w końcu siedziałem w środku auta - żartował krakowianin.

Wypadek Kubicy pokazał jak wiele zmieniło się w kwestii bezpieczeństwa w F1. Jeszcze parę lat wstecz, zakończyłby się on tragicznie. - Miałem sporo szczęścia, że już w poniedziałek wyszedłem ze szpitala. Gdy się coś takiego dzieje, gdy nie masz szansy na ściganie się, stajesz się inną osobą. Dlatego zyskujesz ogromną motywację, nie możesz doczekać się powrotu - wytłumaczył polski kierowca.

Być może te słowa tłumaczą postawę Kubicy, który kilka lat później nie podda się i będzie walczyć do upadłego, aż ostatecznie wywalczy sobie kontrakt w F1. - Pamiętam wypadek drogowy z 2003 roku, gdy poważnie złamałem rękę. Nie byłem w stanie brać udziału w zawodach. Trenowałem wtedy po siedem czy osiem godzin dziennie. Czułem się wtedy inną osobą. Chciałbym być tak zmotywowany każdego dnia w moim życiu... - dodawał w rozmowie z 2010 roku.

Na kolejnej stronie przeczytasz o cudzie, jakim było wygranie wyścigu w Kanadzie w roku 2008 oraz powodów, dla których Kubica tak bardzo interesował się rajdami. -->

Czy Robert Kubica to jeden z lepszych sportowców w historii Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×