Gdy doszło do wypadku Roberta Kubicy w Ronde di Andora, polskim kierowcą zajął się profesor Mario Igor Rossello. To on przeprowadził operację, która trwała kilka godzin. Dzięki trudowi podjętemu przez Rossello górna kończyna Kubicy nie została amputowana. Krakowianin na swojej drodze spotkał jednak też innego Włocha, o którym rzadziej się mówi. To 36-letni Francesco Monachino.
Włochy dla Kubicy są drugą ojczyzną, dlatego też nie dziwi, że po wypadku zdecydował się na leczenie właśnie w tym kraju. Gdy walczył o powrót do zdrowia, najpierw trafił do miasteczka Pietrasanta. Po jakimś czasie usłyszał o pewnym specjaliście w Altopascio. Tam znalazł nie tylko fizjoterapeutę, który był w stanie pomóc z jego ograniczeniami fizycznymi, ale też przyjaciela na resztę życia.
Do spotkania Kubicy z Monachino doszło za sprawą osób trzecich. Włoch jest niewiele starszy od krakowianina. Wizja współpracy z kierowcą Formuły 1 jest dla niego kusząca. Ma też w sobie motywację, by załatwić wsparcie innych, a to oznacza najnowocześniejszy sprzęt rehabilitacyjny. Kubica mu ufa. W pełni stosuje się do rozkazów. Jest przekonany, co do skuteczności jego metod.
Z czasem stają się przyjaciółmi. W malutkim Altopascio potrafią wyjść wspólnie na kawę czy obiad. Włoch zapomina, że ma do czynienia z kimś, kto miał zostać mistrzem świata F1, kto miał podpisany kontrakt z Ferrari. Gdy wokół pojawiają się znajomi, są w szoku. Monachino stara się ich przekonywać, że nie mają do czynienia z żadną gwiazdą. Przecież to tylko jeden z jego pacjentów.
Fizjoterapeuta przez przyjaciół nazywany jest "Quaresmą". To ze względu na podobieństwo do piłkarza, który swego czasu grał w Interze Mediolan czy FC Barcelonie. Jego sposoby rehabilitacji działają, co widzi Kubica, który z czasem prosi go to, aby towarzyszył mu na stałe. Włoch początkowo nie jest pewny czy przyjąć ofertę Polaka. Ma żonę, dwójkę dzieci. Tymczasem rozszerzenie współpracy z kierowcą zmieni jego życie. Na zawsze.
Monachino zaczyna się pojawiać na włoskich torach kartingowych, na których Kubica szlifuje swoją formę i sprawdza zachowanie kontuzjowanej ręki. Pomoc fizjoterapeuty jest niezbędna, bo stan jego mięśni nadal pozostawia sporo do życzenia. Swoje robi też stres.
6 czerwca 2017 roku jest w Walencji, podczas pierwszych testów Kubicy z Renault. - To jeden z tych dni, który zapamiętam do końca. Pamiętam, o której wstałem, co zjadłem na śniadanie i o czym myślałem. Są pewne emocje i uczucia, których nie da się opisać. Są odgłosy, które przerwały ciszę. Spojrzenia ludzi, których nawet nie znałem. To tylko wydłużało czas oczekiwania. I nagle pięć minut ogłuszającej ciszy, zanim silnik został uruchomiony. I wrócił! Do robienia tego, co uwielbia! - opisał Monachino ten dzień na Instagramie.
Włoch był później wraz z Kubicą na kolejnych testach z francuskim zespołem. Pojawił się też u jego boku w momencie, gdy po polskiego kierowcę zgłosił się Williams. Niedawno zaczął pakować walizki, mając bilety lotnicze do Abu Zabi. Wówczas już wiedział, że razem z 33-latkiem leci po nagrodę za ciężką pracę, jaką wykonali w ostatnich latach.
- Pasja, determinacja, poświęcenie i odrobina szaleństwa... To wszystko było potrzebne, aby osiągnąć ten cel. Dla niektórych to było niemożliwe. Jesteś najsilniejszy! - napisał w mediach społecznościowych Monachino już po ogłoszeniu kontraktu Kubicy z Williamsem.
ZOBACZ WIDEO: Gąsiorowski ostrzega: Myślenie, że Kubica wsiądzie do bolidu i wskoczy na podium to błąd