Startuje za pieniądze rodziców. Nicholas Latifi ogromnym szczęściarzem

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Nicholas Latifi
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Nicholas Latifi

Nicholas Latifi został kierowcą rezerwowym Williamsa. Nikt nie ma wątpliwości, że Kanadyjczyk wkupił się do budżetu zespołu z Grove. Dotychczasowe wyniki 23-latka nie pozwalają sądzić, aby kiedykolwiek wzbił się on na poziom kierowców Formuły 1.

W tym artykule dowiesz się o:

O tym, że Williams będzie szukać kierowcy rezerwowego z pokaźnym portfelem, było wiadomo od dawna. Już w październiku rosyjski "Motorsport" twierdził, że Nicholas Latifi zgłosił się do brytyjskiej oferty z kuszącą ofertą. 10 mln euro za rolę trzeciego zawodnika i występ w sesjach treningowych. To sporo.

W realiach F1 czasem tyle płaci się za funkcję etatowego kierowcy. Latifi nie ma jednak superlicencji, więc zostają mu jedynie piątkowe sesje. Jeszcze w trakcie negocjacji z Williamsem, Robert Kubica miał grać twardo i nie zgadzać się na oddanie aż takiej liczby treningów kierowcy rezerwowemu. Wiele wskazuje na to, że Polak musiał jednak odpuścić i kilka piątkowych poranków będzie obserwować z boksów.

Latifi był w stanie zapłacić ok. 10 mln euro, bo jest zdesperowany. W roku 2017 należał do akademii talentów Renault, co dało mu szansę jazdy w oficjalnych testach F1 na Hungaroringu obok... Kubicy. W minionym sezonie Francuzi wybrali jednak pieniądze Artioma Markiełowa, a Latifi był rezerwowym w Force India. Tyle, że ekipa z Silverstone zmieniła właściciela i nie potrzebuje już dodatkowych funduszy, jakie gwarantował Kanadyjczyk.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud

Za pieniądze ojca i… matki

Skąd młody kierowca ma środki na zabawę w Formułę 1? Ma bogatych rodziców. Michael Latifi ma irańskie korzenie. Jest właścicielem firmy Sofina Foods, której początki sięgają 2006 roku. Przedsiębiorstwo dorobiło się milionów na rynku mięsnym, oferuje też szereg mrożonek.

Jej sytuację na rynku ustabilizowało przejęcie jednego z głównych rywali - firmy Lilydale. Do transakcji doszło w roku 2010, a jej wartość wyceniono na 130 mln dolarów. Latifi od lat jest też oficjalnym importerem wielu uznanych włoskich marek i produktów na terenie Ameryki Północnej. Sprowadza m. in. oliwę z oliwek, salami, gotowe produkty rybne.

Na brak funduszy nie narzeka też Marilena Latifi. Urodziła się ona w rodzinie Saputo, która od dawna prowadzi jedną z największych firm mleczarskich na świecie. Działa ona w 40 krajach i rocznie sprzedaje produkty o wartości 16 mld dolarów. Nie dziwi zatem, że rodzina Saputo jest tytularnym sponsorem stadionu w Montrealu, z którego korzystają piłkarze Montrealu Impact. Drużyna na co dzień występuje w MLS. Majątek Saputo szacowany jest na co najmniej 11 mld dolarów.

- Pieniądze nie są gwarancją sukcesu w motorsporcie. Udowodniłem już, że potrzeba konkretnych wyników, aby marzyć o zaistnieniu w tym biznesie - podkreślał w czerwcu Nicholas Latifi.

Inwestycja w McLarena

Majątek rodziny Latifi jest znacznie większy od tego, jakim dysponuje Lawrence Stroll, który jeszcze do niedawna sponsorował Williamsa. To, co łączy obu biznesmenów z Kanady, jest fakt, że dzięki synom obaj spojrzeli łaskawym okiem na Formułę 1. Stroll od sierpnia jest właścicielem Racing Point, zaś Latifi nabył akcje... McLarena.

Do głośnej transakcji doszło w maju tego roku. Wtedy kanadyjski miliarder nabył aż 888 tys. akcji firmy z Woking. Ich wartość to ponad 200 mln funtów. Dla Brytyjczyków ten przelew był kołem ratunkowym. Potrzebowali bowiem gotówki, aby uporać się z konsekwencjami przedwczesnego zerwania kontraktu z Hondą na dostawę silników F1.

Oficjalnie akcjonariuszem McLarena została firma Nidala. Jest ona jednak powiązana z Latifim. Dlaczego Kanadyjczyk nie zadbał w tej sytuacji, aby jego syn został kierowcą rezerwowym w stajni z Woking? Bo nie czuł takiej potrzeby. Biznesmen, wspólnie z małżonką, regularnie pojawia się na wyścigach F1 i dostrzega w królowej motorsportu potencjał biznesowy. Tym bardziej że już wkrótce w królowej motorsportu mają obowiązywać limity finansowe. Rywalizacja w F1 stanie się zatem dużo tańsza, a co za tym idzie bardziej opłacalna.

- Myślę, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że to jest inwestycja mojego ojca w firmę, a nie sponsoring. To nie coś na zasadzie wyłożenia pieniędzy i kupienia miejsca synowi w ekipie. Ojciec oczekuje, że w zamian uzyska konkretne zyski, tak jest przy każdej inwestycji. To naprawdę nie wpływa na moją pracę jako kierowcy wyścigowego, bo nie ma żadnego związku między relacjami mojego ojca z McLarenem a moimi startami - tłumaczył w maju Nicholas Latifi na łamach "Motorsportu".

Kariera w F1 mocno wątpliwa

Rodzina Latifi wydaje ogromne sumy na dalsze starty Nicholasa, ale młody kierowca ma nikłe szanse na zaistnienie w królowej motorsportu. Ma już 23 lata, a nadal nie posiada superlicencji uprawniającej do startów w wyścigach F1.

To też pokazuje poziom wyrafinowania Williamsa. Brytyjczycy otrzymali pieniądze, powierzyli rolę rezerwowego Latifiemu, a gdyby któryś z etatowych kierowców doznał kontuzji... to Kanadyjczyk nie może wskoczyć w to miejsce. W odwodzie stajni z Grove pozostaje jednak Esteban Ocon, który najprawdopodobniej w sezonie 2019 będzie czekać w gotowości. Oficjalnie jako kierowca rezerwowy Mercedesa.

Latifi ostatnie trzy sezony spędził w Formule 2, a w jego wynikach nie widać progresu. Dość powiedzieć, że miniony sezon zakończył na odległym dziewiątym miejscu. Nie udało mu się wygrać ani jednego wyścigu. Przed nim znaleźli się kierowcy, którzy dysponują znacznie większym talentem. Tyle że z powodu braku finansów nie są w stanie aspirować do F1. Są to chociażby Nyck de Vries czy Antonio Fuoco.

- Chcę postawić na taki zespół, z którym w przyszłości będę mógł zadebiutować w F1 - mówił w październiku Latifi, gdy pojawiały się plotki dotyczące jego negocjacji z Williamsem.

Kanadyjczyk wierzy w swoje umiejętności i liczy na przełom w F2. Niedawne testy tej kategorii w Abu Zabi zakończył na trzeciej pozycji. Świetne wyniki są mu potrzebne, bo ma na swoim koncie ledwie 24 punkty licencyjne. Aby otrzymać zgodę na jazdy w F1, potrzeba 40 "oczek".

Komentarze (2)
avatar
Michał Furmaniak
4.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Z jednej strony to i dobrze bo Williams potrzebuje kasy by odbić się od dna. 
avatar
Maciej Żółtowski
4.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
"Nikt nie ma wątpliwości, że Kanadyjczyk wkupił się do budżetu zespołu z Grove".
Polak też się wkupił, więc nie rozumiem po co ten pejoratywny wydźwięk?