[tag=313]
Kimi Raikkonen[/tag] i Sebastian Vettel tworzyli niebywały duet. Bardzo rzadko zdarza się, by w padoku Formuły 1 tworzyły się prawdziwe przyjaźnie. W przypadku kierowców Ferrari tak się jednak stało. Zawodnicy wspierali się i motywowali.
Raikkonen zwyciężył w tegorocznym Grand Prix USA. Po wyścigu widać było autentyczną radość Vettela. - Po przejechaniu linii mety zobaczyłem Sebastiana. Był szczęśliwy z mojego sukcesu. To bardzo rzadkie w F1, żeby ktoś się cieszył z wygranej przeciwnika. Ja byłem uradowany, bo wygrałem po dłuższej przerwie - powiedział Fin.
39-latek zakończył swoją przygodę ze stajnią z Maranello. Startował w niej łącznie przez osiem sezonów (2007-2009, 2014-2018). W tym czasie tworzył zespół z takimi kierowcami jak Felipe Massa czy Fernando Alonso. Jednak to właśnie z Vettelem znalazł wspólny język i miał relacje, jakich nie widujemy zbyt często w F1.
W przyszłym roku Raikkonen będzie już kierowcą Saubera. Jego miejsce we włoskiej ekipie zajmie natomiast Charles Leclerc. Relacje Vettela z Leclercem mogą nie układać się już tak dobrze. Młody Monakijczyk jest bardzo szybkim kierowcą i z każdym wyścigiem powinien robić postępy, zbliżając się do czołówki. Vettel nie miał w Raikkonenie równorzędnego rywala. W kuluarach mówiło się nawet, że Fin ma jasno określoną rolę kierowcy numer dwa i jest tego świadomy.
Trudno przypuszczać, aby na podobny ruch teamu zgodził się Leclerc. Młody kierowca chce wygrywać, po to walczył o awans do Formuły 1. Jego celem jest z pewnością osiąganie lepszych wyników od Vettela w niedalekiej przyszłości. Raikkonen jest już u schyłku kariery, ma na koncie tytuł mistrza i wydaje się, że miał świadomość swojej rzeczywistej roli w Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: Kubica popełnił duży błąd? Włodzimierz Zientarski: Wszyscy na tym ucierpieli